Muszą płacić nawet kilkaset tysięcy złotych lub rozbierać, co zbudowali. „Jesteśmy zastraszani”

Muszą płacić nawet kilkaset tysięcy złotych za rzekome samowole budowlane
Muszą płacić nawet kilkaset tysięcy złotych

W okolicach Lwówka Śląskiego od trzech lat, odkąd zmieniła się tam inspektor nadzoru budowlanego, wstrzymano prawie 80 inwestycji. Zwykli ludzie żyją w strachu, czy to, na co oszczędzali i co zbudowali z wielkim trudem, nie zostanie zrównane z ziemią.

Kraina Wygasłych Wulkanów to jedna z najbardziej malowniczych części Dolnego Śląska. Od kilkunastu lat na tym terenie osiedlają się nowi ludzie, w tym Mateusz Trojanowski, architekt.

Problem mieszkańców Doliny Bobru

- Jak w tym miejscu wszystko się zazieleni, to jest to raj na ziemi. I nagle okazuje się, że ktoś potrafi stanąć na przeszkodzie. W taki sposób, że nie tylko rujnuje marzenia i pieniądze, ale wielokrotnie rujnuje ludziom też życie – mówi pan Mateusz.

Mieszkańcy mają zastrzeżenia do działań inspektor nadzoru budowlanego.

- Dopóki nie było aktualnej szefowej powiatowego nadzoru budowalnego, były zatrzymywane trzy albo pięć inwestycji rocznie. A w ostatnie trzy lata jest 25, 23, 26. Za każdym razem, kiedy osoba z nadzoru podejmuje decyzje, to zawsze to jest ustawione przeciwko ludziom – zaznacza pan Mateusz.

Niedokończone oranżerie

Jedną z osób, które od kilku lat toczą batalię z inspektor, jest emerytowana logopeda, pani Anna. Remontowała z mężem poniemiecką kamienicę i postanowiła odtworzyć tarasy i posadowić na nich oranżerię.

- Załatwiłam wszystkie formalności, tak jak było trzeba – opowiada kobieta. I dodaje: - Mieliśmy zamiar to dokończyć, ale wynikła taka sytuacja, jak wynikła. Musieliśmy uratować budynek przed katastrofą budowlaną i nie dokończyliśmy oranżerii.

Do drzwi pani Anny zapukali inspektorzy nadzoru budowlanego, którzy stwierdzili, że tarasy są samowolą budowlaną, bo nie zostały dokończone o oranżerię dłużej niż trzy lata i wymaga to nowych pozwoleń. I albo pani Anna wpłaci olbrzymią opłatę legalizacyjną, albo musi wyburzyć całość.

- Legalizacja jednego tarasu to 125 tys. zł, czyli wychodzi mi 250 tys. A jestem na emeryturze – mówi pani Anna.

Chcieli zrealizować swoje pasje

Pani Joanna i pan Bartek, znani tatuażyści, zainwestowali wszystkie pieniądze, by osiąść w tamtych okolicach, założyć rodzinę, realizować swoje pasje i zapraszać gości z całego świata. Kupili działkę, postawili domki na zgłoszenie.

- 35-metrowy domek, według inspektoratu budowlanego, wymagał wszczęcia procedury legalizacyjnej. Nałożył na nas 25 tys. zł kary – mówi pan Bartek.

- Według pani inspektor nie zgadzał się metraż domu. Powiedziała, że ganek to integralna część budynku, w związku z czym przekracza on 35-metrowy metraż na zgłoszenie – tłumaczy pani Joanna.

- Przy domku wcześniej istniał piękny taras, za który musielibyśmy zapłacić 125 tys. zł, bądź trzeba było go rozebrać – mówi pan Bartek. I tak taras został zlikwidowany.

- W następnym domu, mamy kolejny ganek, który ma wykraczać poza metraż. Mamy albo zapłacić za legalizację, albo zburzyć budynek – ubolewa para.

Zdaniem inspekcji, taras i domy są samowolą budowlaną, bo domki były za duże na uproszczoną procedurę zgłoszenia. 

- Poszliśmy ze sprawą do sądu. Sąd uchylił sprawę na naszą korzyść, ale pani inspektor zapowiedziała kolejną kontrolę. Po niej stwierdziła, że do zapłaty mamy dwa razy większą kwotę niż wcześniej. Zawsze znajdzie się jakiś paragraf – ubolewa pani Joanna.

- Żona praktycznie przez trzy lata trwania tej sytuacji była w głębokiej depresji – zaznacz pan Bartek.

Takich przypadków jest na terenie powiatu lwóweckiego sporo, niektórzy przypłacili to zdrowiem. Bo na przykład po kilku latach od zakończenia inwestycji za kilka murków w ogrodzie trzeba zapłacić ponad pół miliona. Bo według inspektoratu to nie murki ogrodowe tylko oporowe, wymagające już pozwolenia na budowę.

- Za wybudowanie takiego czegoś jest kara 125 tys. zł – pokazuje pan Mateusz. I zaznacza: - To wszystko jest kwestia kwalifikacji, czy to jest, czy nie jest mur oporowy. A to nie jest mur oporowy. Nie zapiera się o niego grunt, to było wybudowane i wsypana jest ziemia.

- Pracuję nie tylko w tym regionie. Spotykałem się z pracownikami głównego inspektoratu nadzoru budowlanego, wojewódzkiego inspektoratu nadzoru budowlanego i nigdy nie spotkałem się z tak nieżyciowym, nieżyczliwym podejściem do ludzi – przekonuje architekt.

Dom kucharzy ze szkołą kulinarną

We Wleniu miał powstać dom kucharzy ze szkoła kulinarną dla mieszkańców.

 - Chciałam stworzyć miejsce, gdzie szefowie kuchni mogliby przyjeżdżać i szkolić młodych ludzi. W okolicy jest szkoła gastronomiczna, chcieliśmy zaangażować ją w projekt, żeby można było kształcić ludzi, którzy nie będą musieli uciekać z kraju do pracy gdzie indziej. Tylko po to, żeby mogli tworzyć tutaj fajne rzeczy – opowiada Małgorzata Komsta.

Małżeństwo inwestorów rozpoczęło prace. Po uzyskaniu wszystkich pozwoleń, także od konserwatora zabytków, nagle wszystko stanęło.

- Było to zgłoszone jako remont, a oni zaliczyli to jako odbudowę. Sąd uchylił ich postanowienie, że to nie jest odbudowa – opowiada Mirosław Komsta. I dodaje: - Za drugim razem nagle powiedzieli, że to jest już rozbudowa.

W czym tkwi problem? Mieszańcy poszli razem do pani inspektor.

- Od trzech lat próbujemy dojść z panią do porozumienia, ale nikt nie daje rady, ponieważ intepretuje pani prawo wedle tego, jak pani chce – mówił jeden z mieszkańców.

Inspektor zaznaczyła, że urząd jest od tego, żeby stosować przepisy i dbać o ich przestrzeganie.

Większa ilość wstrzymanych inwestycji, jak twierdzi inspektor spowodowana jest zmianą ustawy Prawo Budowlane. Wcześniej nie było obligatoryjnego wstrzymywania robót. A teraz jest, nawet jak roboty budowlane są zakończone

Zgromadzeni w urzędzie ludzie nagle usłyszeli głos z klatki schodowej.

- Ludzi jest więcej, ale boją się pokazać twarz. Urzędnicy boją się wyjść w imieniu innych ludzi. Bo też mają otwarte interesy i boją się tej pani. Jesteśmy zastraszani. Boimy się pokazać swoją twarz, bo za dwa dni będzie kontrola. W prywatnych budynkach, w prywatnych posesjach – usłyszeliśmy.

Czy mieszkańcom okolic Lwówka Śląskiego uda się pomóc?

Skontaktowaliśmy się m.in. z wojewodą dolnośląskim i głównym inspektorem nadzoru budowlanego. A pracodawcą i przełożonym powiatowego inspektora nadzoru budowlanego jest starosta.

- Szukamy człowieczej twarzy w prawie budowlanym. Aranżujemy spotkania, będziemy rozmawiać. Być może znajdziemy jakieś rozwiązanie – mówi Małgorzata Szczepańska, starosta powiatu lwóweckiego.

- Mogę poprosić panią inspektor o to, żeby na każdym etapie informowała tych ludzi, co oni mogą zrobić – deklaruje starosta.

- Będziemy próbowali się temu przyjrzeć i jakoś to rozwiązać. Wydaje mi się, że to też jest asumpt do tego, by zwrócić się do rządzących, żeby też się przyjrzeli prawu budowlanemu – dodaje Małgorzata Szczepańska.

"Mieszkańcy są źle traktowani przez urząd"

- Są kraje, w których urzędnicy pomagają takim ludziom jak my, żebyśmy razem tworzyli dobro, a nie zatrzymywali coś, co ktoś chce zbudować – mówi pani Małgorzata.

- Chcemy żyć w Polsce, w Polsce prowadzić działalność, a nie mamy tak naprawdę żadnego zaufania do instytucji państwowych – ubolewa pan Bartek.

- To nie są osoby, które chcą komuś zrobić krzywdę, to są osoby, które zachwycił ten region i chcą w nim żyć. I spotykają się ze skrajnie złym traktowaniem przez urząd – podsumowuje pan Mateusz.

Wzrost liczby decyzji niekorzystnych dla inwestorów zdaniem pani inspektor wynika ze zmian w prawie budowlanym. Sprawdziliśmy jednak w innych powiatach i okazuje się, że liczba wstrzymanych inwestycji nie wzrosła, a opłaty czy nakaz rozbiórki to ostateczność. 

podziel się:

Pozostałe wiadomości