Dwuletni chłopiec i dwie rodziny, które o niego walczą. Czy w tle jest przemoc?

Dwuletni chłopiec i dwie rodziny, które o niego walczą
Dwuletni chłopiec i dwie rodziny, które o niego walczą

Siniaki i niepokojąca obdukcja. W tle jest prokuratorskie śledztwo i oskarżenia o przemoc. Czy dwuletni chłopczyk faktycznie był krzywdzony?

Pani Magdalena i jej mąż przez 19 miesięcy byli rodziną zastępczą dla 2-letnigo chłopca. Kilka tygodni temu sąd postanowił, że dziecko ma wrócić do rodziców biologicznych, pomimo tego, że były alarmujące sygnały, że chłopcu może dziać się u nich krzywda.

Czy była przemoc?

- Jesteśmy rozbici i przerażeni w jakiej sytuacji znalazł się chłopiec. Nie chcielibyśmy, żeby był kolejnym dzieckiem, o których słyszy się w mediach – mówią pani Magdalena i jej mąż Szymon, rodzice zastępczy chłopca.

- Nikt tak naprawdę nie patrzy na jego dobro, ani na to, co on odczuwa – uważa pan Szymon.

Chłopiec trafił do rodziny zastępczej, kiedy miał zaledwie 3 tygodnie, bo po narodzinach jego rodzice podjęli decyzję o oddaniu dziecka do pieczy zastępczej. Po kilku dniach złożyli jednak wniosek o ustanowienie kontaktów z synem. Sąd zgodził się, aby spotkania odbywały się na terenie PCPR -u, a z czasem, by rodzice zabierali syna do domu.

Teraz dziecko ma już powrócić do nich na stałe. Dla rodziców zastępczych to niezrozumiałe i szokujące, bo chłopiec miał wracać z wizyt posiniaczony.

- Po każdym powrocie dziecko było głodne, rozbite emocjonalnie. Do tego gdzieś tam pojawiające się siniaczki. I tak, aż do momentu, kiedy wrócił z urlopowania od rodziców. Był u nich cztery dni. Wtedy pojawił się siniak na biodrze. Dziecko miało problem, żeby w ogóle pozwolić się dotknąć w tej okolicy – opowiada pani Magdalena.

Co wykazała obdukcja?

Rodzice zastępczy pojechali wówczas do lekarza. O obrażeniach dziecka i wizytach u lekarzy informowali PCPR. Zgodnie z zaleceniami ośrodka wykonywali też obdukcje. Wyniki ostatniej były dla nich alarmujące.

- Lekarz podczas obdukcji stwierdził uderzenie ręką, pięścią bądź przedmiotem tępokrawędzistym. Powiedział, że mało prawdopodobne jest to, by powstało to samo z siebie – przywołuje pani Magdalena. I dodaje: - Zadałam mamie biologicznej pytanie, co się wydarzyło. W odpowiedzi dostałam zdjęcie, które uwidocznia drugi bok dziecka, nie ten, na którym był siniak. Potem tłumaczyli, że mógł się uderzyć na kulkach.

Pracująca w żłobku pani Magdalena była wyczulona na takie sytuacje, tym bardziej, że drugi chłopiec, którego z mężem mają w pieczy zastępczej, miał syndrom dziecka potrząsanego.

O siniakach na ciele starszego chłopca został powiadomiony sąd. Wszczęto też śledztwo w sprawie znęcania się nad dzieckiem.

O obdukcjach dwulatka rozmawialiśmy z prokuraturą.

- To są opinie o charakterze prywatnym, tak je można nazwać, bo nie są wykonane na zlecenie prokuratury – zaznacza Łukasz Wawrzyniak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

-  Nie mamy pełnego obrazu dotyczącego mechanizmu powstania obrażeń. Biegły, sądowy medyk, mając dokumentację, mając zdjęcia, określa czy dziecko samo upadło czy stosowana była przemoc. Na tym etapie dotychczas nie zebrano takich dowodów, które dałyby podstawy, żeby komukolwiek przedstawić zarzut znęcania się nad dzieckiem – tłumaczy prokurator Łukasz Wawrzyniak.

W obu rodzinach uruchomiono procedury Niebieskiej Karty, po czym obie sprawy zamknięto. Rodzinę biologiczną odwiedzał dzielnicowy i pracownik socjalny. Współpracowali oni też z asystentem rodziny. Rodzice chłopca cały czas byli też pod nadzorem kuratora.

Rodzice biologiczni zaprzeczają, jakoby krzywdzili syna

Rodzice biologiczni nie zgodzili się na rozmowę przed kamerą. Twierdzą, że bardzo przeżywają całą sytuację i tęsknią za swoim dzieckiem. Kategorycznie zaprzeczają, że krzywdzili syna. Do prokuratury złożyli swoje dowody i nagrania. Pytają, czy rodzina zastępcza jest w stanie zagwarantować, że siniaki nie powstały u nich?

- On jest bardzo żywotnym dzieckiem. Zdarzało się, że jechaliśmy na spotkanie, gdzie był jakiś siniaczek, gdzieś się przewrócił. Ale za każdym razem informowaliśmy o tym rodziców – „Drodzy państwo, wydarzyło się to i to” – mówi pani Magdalena.

- Sąd przeprowadził szerokie postępowania dowodowe, które nie ograniczały się tylko do opinii biegłych, ale przesłuchał również szereg świadków – mówi Joanna Ciesielska-Borowiec, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Poznaniu. I dodaje: - Zakładam, że sąd uzyskał również informacje od kuratora, który sprawował nadzór nad sposobem wykonywania władzy rodzinnej, jak również zapewne miał informacje z PCPR-u od asystenta rodziny i widocznie opinie te były na tyle pozytywne, że uznał, że rodzice powinni odzyskać prawo do bezpośredniej opieki nad dzieckiem.

- Oczywiście priorytetem było dobro dziecka, bo ono jest zawsze nadrzędnym dobrem i najważniejszą rzeczą, którą bada sąd. Widocznie sąd nie miał przesłanek do tego, żeby uznać te zarzuty za na tyle wiarygodne, aby wstrzymać tę decyzję – podkreśla Joanna Ciesielska-Borowiec.

Rodzice zastępczy nie zgadzają się z decyzją sądu. Zwrócili się do prawnika i zamierzają złożyć zażalenie w tej sprawie.

- Na pewno  ta decyzja sądu jest przedwczesna, biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze nie zakończyło się śledztwo. W kontekście materiału dowodowego i okoliczności, które nadal nie zostały wyjaśnione, jest to decyzja, którą trudno zrozumieć. Zwłaszcza jeśli chodzi o dobro małoletniego – uważa adwokat Patrycja Ławiak, pełnomocniczka rodziny zastępczej.

Jak twierdzą rodzice zastępczy dziecko do tej pory nie ma więzi i dobrego kontaktu z rodzicami biologicznymi, którzy mieli nie radzić sobie w obowiązkach, skracać wizyty i nieraz oddawać chłopca wcześniej.

- Oni chcą go odzyskać. Ale co robią, żeby go odzyskać? Nie chcą go poznać. Wystarczyło pytać, rozmawiać z nami – mówi pan Szymon.

Według rodziców biologicznych z rodziną zastępczą od początku nie było normalnej relacji, zrozumienia i rozmów. Rodzice zastępczy mieli im też utrudniać kontakt z synem.

Wersję rodziców biologicznych potwierdza też ośrodek pomocy rodzinie, który ich nadzorował. Asystentka rodziny, która bywała tam w różnych porach dnia, nigdy nie miała żadnych obaw o bezpieczeństwo chłopca. Rodzice robili za to wszystko, by stworzyć dziecku prawdziwy dom. Wynajęli mieszkanie, podjęli pracę, odbyli też szkolenia i kursy umiejętności rodzicielskich.

- W momencie, gdy chłopiec był u rodziców biologicznych czuł się tam bardzo swobodnie. Ma swoje zabawki, żywiołowo reaguje na obecność rodziców czy dziadków. Nie było widać, aby się kogoś obawiał. Jest więź – zapewnia Sylwia Grupińska, dyrektorka ośrodka pomocy społecznej.

- Nie widzieliśmy zagrożenia dla dziecka. (…). Dziecko było przewijane i kąpane w obecności asystenta, uczestniczył przy tych zabiegach pielęgnacyjnych, ponieważ państwo wyrażali zgodę - nie było siniaków na ciele dziecka – dodaje Sylwia Grupińska.

Rodzice zastępczy dostali już postanowienie o przymusowym odebraniu dziecka.

- Poczuliśmy się jak przechowalnia, jak zbrodniarze, którzy przetrzymują czyjeś dziecko, co nie jest zgodne z prawdą – podkreśla pani Magdalena.

- Toczy się walka o dziecko, wynika to z istoty tego postępowania. Rodzina zastępcza, która prawdopodobnie nawiązała silną więź z dzieckiem, chciałaby to dziecko zatrzymać. Jednak jest to tylko rodzina zastępcza, ustanowiona na pewien czas. Taka jest rola rodziny zastępczej, żeby pomóc rodzinie biologicznej, wspierać ją w tym, aby dziecko mogło do niej powrócić – kwituje sędzia Joanna Ciesielska-Borowiec.

podziel się:

Pozostałe wiadomości