Miał depresję, zaginął, rodzina prosiła o pilne poszukiwania. Dlaczego alarm pierwszego stopnia ogłoszono po 12 godzinach? 

Dlaczego alarm pierwszego stopnia ogłoszono dopiero po 12 godzinach? 
Czy zareagowano odpowiednio po zaginięciu?

Pan Krzysztof wymknął się z domu o świcie. Rodzina spodziewa się najgorszego i od razu zgłosiła zaginięcie, prosząc o pilne poszukiwania. Dlaczego policja wszczęła alarm pierwszego stopnia dopiero po 12 godzinach? 

Około godziny 9 żona pana Krzysztofa poszła na komisariat zgłosić zaginięcie męża. Zaznaczyła, że w ostatnim czasie brał antydepresanty i że jego stan w ostatnich dniach znacznie się pogorszył. Według rodziny policja miała nie potraktować tego zgłoszenia wystarczająco poważnie.

- W okolicach grudnia tata poszedł na USG i lekarz nakierował go w taką stronę, że może mieć raka. To go załamało, ale finalnie wyszło, że jednak nie ma raka. Z tym, że tata nadal czuł, że coś jest nie tak – opowiada pan Paweł, syn pana Krzysztofa.

- Pomimo tego, że cały czas były robione badania i nic nie wychodziło, to on uważał, że jest chory – dodaje pani Paulina, synowa pana Krzysztofa.

- Niestety zaczął też szukać w internecie. Znajdował choroby, które zgadzały się z tym jakie myślał, że ma objawy – przywołuje pan Paweł.

- Uświadomiliśmy sobie, że może mieć depresję – mówi pani Paulina.

Zdiagnozowany nowotwór

Pan Krzysztof miał 56 lat, był w szczęśliwym małżeństwie. Jako były górnik był już na emeryturze. To prawdopodobnie diagnoza nowotworu, choć okazała się nietrafna, wywołała u mężczyzny głęboką depresję i brak racjonalnej oceny swojego zdrowia.

Mężczyzna, niecałe dwa tygodnie przed swoim zniknięciem, zaczął brać leki na depresję. Mając świadomość tego, że leki nie działają od razu, rodzina pilnowała mężczyznę.

Niestety w wielkanocną sobotę o świcie udało mu się wymknąć z domu.

- Około 6 rano mama się obudziła, zaczęła go szukać, przeszukała dom i nic – opowiada pan Paweł.

Pan Krzysztof, wychodząc z domu, nie wziął ze sobą telefonu. - Zostawił wszystkie swoje rzeczy i pojechał rowerem - mówi pan Paweł.

Około 9 rano rodzina po raz pierwszy pojawiła się w komisariacie policji w Jaworznie.

- To było jak zderzenie ze ścianą. Policjant zachowywał się w „olewczy” sposób – podkreśla pan Paweł. I dodaje: - Moja mama była zrozpaczona, mówiła, że nigdy coś takiego się nie wydarzyło, że to nie była normalna sytuacja. Do tego leki i depresja – wylicza pan Paweł.

Rodzina i znajomi zaczęli samodzielnie szukać pana Krzysztofa.

- Zebrała się większa ilość osób. Zorganizowałem samochód terenowy, żeby jak najszybciej rozwieźć ludzi po lesie i każdy miał jakiś sektor do przejścia po lesie – opowiada pan Patryk, przyjaciel rodziny. I dodaje: - Pojawił się radiowóz, ale nie widziałem, żeby policjanci wysiadali.

Stopnie poszukiwań zaginionych

W przypadku zaginięcia policja uruchamia alarmy pierwszego, drugiego bądź trzeciego stopnia. Pierwszy w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia osoby zaginionej. Tak się tym razem nie stało. Pierwszego dnia wizerunek pana Krzysztofa nie pojawił się na stronach ani w mediach społecznościowych policji. Policja tego dnia nie sprawdziła także monitoringu.

Rodzina zaginionego nie może zrozumieć, dlaczego od razu nie ogłoszono alarmu pierwszego stopnia.

- Jeżeli chodzi o wszczęcie poszukiwań, to zostały one zakwalifikowane do poziomu drugiego. Jest to również wysoki poziom, który mówi o tym, że istnieje podejrzenie ryzyka zagrożenia życia – stwierdza komisarz Magdalena Żubertowska z Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.

- Ze strony małżonki na tym etapie nie wybrzmiały informacje, że ten mężczyzna może popełnić samobójstwo – zapewnia komisarz Magdalena Żubertowska.

Rodzina znalazła list pożegnalny

- Pomyślałem, że tata mógł coś zostawić w mieszkaniu. Niestety, znalazłem list. Napisany był chaotycznie, ale jasno wskazywał, że tata chce nas uwolnić od swojego ciężaru. Napisał, żebyśmy mu wybaczyli – opowiada pan Paweł.

- Pojechałem z nim na komisariat. Pomyślałem, że teraz na pewno zaczną go szukać – dodaje mężczyzna.

- Członkowie rodziny pojawili się w komendzie z wydrukiem, który mógł świadczyć o tym, że jest od osoby zaginionej – przyznaje komisarz Magdalena Żubertowska. I dodaje: - Po pojawieniu się rodziny z wydrukiem, intensyfikowaliśmy działania.

- Dałem list policjantowi, a on się zawiesił. Czekam na niego i nie mogę wytrzymać, a on wzdycha, wywraca oczami. W końcu poszedł wolno w stronę drzwi. Nie mogłem zrozumieć, jak można w takiej sytuacji iść tak wolno, skoro trzeba działać szybko – mówi pan Paweł.

- Wyszedł inny policjant i powiedział, że to nic nie zmienia i nadal nie mogą uruchomić alarmu. „Zlali” ten list, całkowicie, więc nadal szukaliśmy na własną rękę – dodaje pan Paweł.

- Od początku uczestniczyłam w poszukiwaniach. Jestem zdziwiona, że robili to sąsiedzi, a nie służba, która powinna się tym zajmować. Nie było widać policji – mówi pani Żaneta, sąsiadka rodziny.

Rodzina zaginionego nie odpuszczała i zaczęła dzwonić, gdzie się dało.

- Dzwoniliśmy na 112, dzwoniliśmy do Katowic i Warszawy. Przedstawiliśmy sytuację i każdy mówił, że nie powinno to tak wyglądać. Minęło 10-15 minut od tych telefonów i nagle się wszystko dało – mówi pani Paulina.

Według rodziny była już wówczas godz. 20, a może 21.

- Skierowano oddziały prewencji policji w Katowicach, a następnie około 20 inne służby – mówi komisarz Magdalena Żubertowska.

Zintensyfikowane poszukiwania zaczęły się 12 godzin od pierwszego zgłoszenia przez rodzinę. Policja sprawdziła monitoring dopiero w niedzielę i wówczas udało się ustalić kierunek, w którym mógł udać się mężczyzna. Pana Krzysztofa ostatecznie znalazła rodzina, 34 godziny po pierwszym zgłoszeniu na policję. Niestety już martwego.

- Lekarz stwierdzający zgon, podał po wstępnym badaniu, że do zgonu doszło 15-24 godziny przed jego badaniem, a samo badanie miało miejsce w okolicach godziny 18 w dniu 20 kwietnia – mówi Olga Kowalska-Mościńska z Prokuratury Rejonowej w Jaworznie.

Oznacza to, że pan Krzysztof zwlekał z podjęciem tragicznej decyzji o targnięciu się na swoje życie od rana do co najmniej godziny 18., a może nawet trzeciej w nocy.

- To jest ludzka tragedia, tragedia rodziny. To, czy były przesłanki [do wszczęcia alarmu 1 stopnia] zbada prowadzone postępowanie – mówi komisarz Magdalena Żubertowska.

Potrzebujesz pomocy? TUTAJ znajdziesz szczegółowe informacje>>>

podziel się:

Pozostałe wiadomości