Dwa lata temu na strzeżonej plaży we Władysławie doszło do tragedii. Na oczach opiekunów kolonii i ratowników tonęło czworo dzieci. Najwyższą cenę zapłaciła nastoletnia Wiktoria. Lekarze prawie dwa lata walczyli o jej życie. Nie udało się, dziewczynka zmarła.
- Wiktoria trafiła do nas w listopadzie 2023 roku. Cały ten czas spędziła w swoim świecie, do którego nigdy nas nie zaprosiła, bo nie miała takiej możliwości. My przez ten czas próbowaliśmy zaprosić Wiktorię do naszego – opowiada Jarosław Maćkiewicz z łódzkiego hospicjum dla dzieci „Łupkowa”.
Relacje świadków topienia się Wiktorii były wstrząsające.
- Ci ratownicy nie robili nic, nawet nie weszli do wody. To ja zdążyłem dobiec do linii brzegowej i wskoczyć do wody – mówił wówczas jeden z naszych rozmówców.
Do dziś nie wyciągnięto wniosków, a osoby odpowiedzialne za tę tragedię nie poniosły konsekwencji.
Kto strzeże naszego bezpieczeństwa w wodzie?
W Polsce ponad 100 firm zajmuje się ratownictwem wodnym.
- Kto ma najniższą cenę, ten wygrywa przetargi, jak w budowlance – ubolewa Paweł Błasiak, prezes zarządu głównego WOPR. I dodaje: - My mówimy, że są ratownicy i ratowacze.
- Typowe tonięcie to 4-6 minut. To jest zachłyśnięcie wodą, próba walki. To jest około 15-20 sekund na powierzchni wody, potem zaczyna się dramat pod wodą. Człowiek tonie w ciszy. Około 2 minuty jest pełna świadomość, kiedy człowiek wie, że umiera – opowiada Paweł Błasiak.
- Doświadczony ratownik jest w stanie zauważyć człowieka zanim zacznie tonąć i wie, że on będzie tonął – zaznacza prezes zarządu głównego WOPR.
Ile jest czasu, żeby uratować człowieka?
- Od 3 do 6 minut, w zależności od osobniczych możliwości – mówi Paweł Błasiak.
- Wiktoria była pod wodą 20 minut, a 45 była reanimowana. Przywrócili jej bicie serca – mówi pani Katarzyna, która była matką zastępczą Wiktorii.
Zanim doszło do tragedii we Władysławowie, MSWiA wskazało liczne uchybienia w działaniach D.T. Sport na kąpieliskach w całym kraju.
Nadal jednak cena i wygrywane przetargi zapewniają im pracę na basenach i akwenach między innymi w Warszawie, Słupsku, Legnicy, Poznaniu czy Jaworznie.
- Jeśli na raz, w przeciągu jednego tygodnia, wygrywa się 2-4 przetargi, to tych ratowników trzeba produkować, a nie szkolić – uważa Patryk Sokal, wiceprezes łódzkiego WOPR.
Kto nadaje uprawnienia ratownika wodnego?
Uprawnienia mogą nadawać firmy, które zatrudniają ratowników.
Dotarliśmy do mężczyzny, którego nazwisko widnieje na zaświadczeniach D.T. Sport.
- Zaświadczenia ratownicze były podbite niby moją pieczątką, a nawet nie wiedziałem, że taka istnieje – zapewnia mężczyzna. I dodaje: - Po zdarzeniu we Władysławowie sprawdziłem papiery na policji i dowiedziałem się, że to ratownicy niby szkoleni przeze mnie. A ja nawet nie posiadam uprawnień instruktora ratownictwa wodnego.
- Są osoby, które mają uprawnienia z egzaminu z datą 30 lub 31 grudnia, a egzamin musi odbyć się na wodach otwartych. Wątpię, żeby taki egzamin 31 grudnia odbył się na wodach otwartych – zwraca uwagę Paweł Błasiak.
Wprowadzone 13 lat temu przepisy i wolny rynek spowodowały, że jest w Polsce ponad 100 podmiotów mających zapewniać bezpieczeństwo na wodzie. Ilu jest ratowników? Trudno ustalić. A co trzeba zrobić, żeby zostać ratownikiem?
- Ratownikiem z krwi i kości, czy ratownikiem z papierkiem? Bo ratownik z krwi i kości, to taki, który właściwie cały czas się szkoli, który nigdy nie stanie tyłem do basenu i idzie do ratownictwa po to, by ratować ludzi – podkreśla Paweł Błasiak.
A co trzeba zrobić, żeby po prostu mieć „papier”?
- Trzeba znaleźć firmę, która to zrobi – mówi Paweł Błasiak.
- W przypadku D.T. Sport trzeba zadzwonić do fundacji i powiedzieć, że poszukuje się pracy. I jest się ratownikiem. Przyjeżdża się na basen i zaczyna pracę. A papiery? Wszystko było na bieżąco. Żadnych egzaminów – mówi były pracownik D.T. Sport.
Nasz rozmówca opowiada dalej:
- Niektórzy bali się wody, ale i tak byli ratownikami, na papierze. Jeden z ratowników od urodzenia nie miał ręki od łokcia. I nie mógł ukończyć nawet tzw. pierwszej pomocy medycznej, ale i tak bez żadnych papierów został zatrudniony przez D.T. Sport na basenach w Świeradowie, przy hotelach jako ratownik, choć nie miał ręki – słyszymy.
- Problem jest taki, że Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, które prowadzi nadzór nad ratownictwem wodnym, może zażądać od podmiotu dowolnych dokumentów, natomiast w ramach kontroli nie może kontrolować szkolenia. Moim zdaniem jest to błąd w ustawie i trzeba to naprawić – uważa Paweł Błasiak.
Kilkukrotnie zabiegaliśmy o spotkanie z przedstawicielem fundacji D.T. Sport. Jednak nasze maile i telefony pozostawały bez odpowiedzi.
- Jakieś 30-40 osób ma prawidłowe dokumenty, a cała reszta tylko wyprodukowane. Uzbierałoby się ponad 150 dokumentów – mówi były pracownik D.T. Sport i podkreśla, że większość ratowników pochodzących z Ukrainy jest na „lewych papierach”.
- Nawet z dworca ktoś mógł jechać z torbami od razu na basen. Prezes chwalił się, że na Ukraińcach można zarobić i nie ma żadnych problemów, bo siedzą cicho, boją się wszystkiego i potrzebują pracy – dodaje nasz rozmówca.
Kto jest odpowiedzialny za tragedię we Władysławowie?
Ani opiekunowie kolonii, ani osoba zarządzająca fundacją zatrudniającą ratowników, pośród których są osoby z wątpliwymi uprawnieniami, nie ponieśli żadnych konsekwencji. Przed sądem stanęło tylko trzech pracowników D.T. Sport, w stosunku do których zapadły wyroki nakazowe. Sąd wymierzył oskarżonym po 2 tysiące złotych grzywny i zobowiązał do zapłaty po tysiąc złotych dla każdego z pokrzywdzonych. W wyniku wniesionych sprzeciwów sprawa trafiła ponownie na wokandę, tym razem do Piotrkowa Trybunalskiego. Nie wiadomo, czy śmierć Wiktorii zmieni kwalifikację zarzucanych czynów.
- Jakie kwalifikacje przyjmie sędzia referent, to już jest jego decyzja. Na tę chwilę jest zarzut z artykułu 160, paragraf 2 i 3 Kodeksu karnego, czyli podlega karze ten kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu – mówi Marcin Oleśko z Sądu Rejonowego w Piotrkowie Trybunalskim.
Tematem nieuczciwych praktyk w ratownictwie zainteresowaliśmy stosowne służby, ministerstwo i Prokuraturę Krajową.
Autor: wg
Reporter: Edyta Krześniak