Kto pilnuje bezpieczeństwa na strzeżonych kąpieliskach? „Niektórzy bali się wody, ale i tak byli ratownikami”

Ratownik
Kto pilnuje bezpieczeństwa na strzeżonych kąpieliskach?
- Przyjeżdża się na basen i zaczyna pracę. Żadnych egzaminów – mówi nasz informator. Sprawdzaliśmy, kto pilnuje bezpieczeństwa na teoretycznie strzeżonych kąpieliskach.

Dwa lata temu na strzeżonej plaży we Władysławie doszło do tragedii. Na oczach opiekunów kolonii i ratowników tonęło czworo dzieci. Najwyższą cenę zapłaciła nastoletnia Wiktoria. Lekarze prawie dwa lata walczyli o jej życie. Nie udało się, dziewczynka zmarła.

We Władysławowie topiła się czwórka dzieci. "Ratownicy nawet nie weszli do wody"
We Władysławowie na strzeżonej plaży topiła czwórka dzieci! Jak to możliwe, skoro plaża była strzeżona przez ratowników? To pierwszy sezon, kiedy ratowników Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego zastąpiono prywatnym podmiotem, który wygrał przetarg.
Podczas kolonii niemal utopiła się w morzu. Ratownicy skazani na karę... grzywny
Podczas kolonii niemal utopiła się w morzu. Ratownicy skazani na karę... grzywny
Choć na plaży byli ratownicy, to pierwsi na pomoc kolonistom ruszyli przypadkowi ludzie. Jedna z topiących się dziewczynek, 12-letnia Wiktoria, do dziś jest w śpiączce. Tymczasem sąd skazał ratowników na karę... grzywny.

- Wiktoria trafiła do nas w listopadzie 2023 roku. Cały ten czas spędziła w swoim świecie, do którego nigdy nas nie zaprosiła, bo nie miała takiej możliwości. My przez ten czas próbowaliśmy zaprosić Wiktorię do naszego – opowiada Jarosław Maćkiewicz z łódzkiego hospicjum dla dzieci „Łupkowa”.

Relacje świadków topienia się Wiktorii były wstrząsające.

- Ci ratownicy nie robili nic, nawet nie weszli do wody. To ja zdążyłem dobiec do linii brzegowej i wskoczyć do wody – mówił wówczas jeden z naszych rozmówców.

Do dziś nie wyciągnięto wniosków, a osoby odpowiedzialne za tę tragedię nie poniosły konsekwencji.

Kto strzeże naszego bezpieczeństwa w wodzie?

W Polsce ponad 100 firm zajmuje się ratownictwem wodnym.

- Kto ma najniższą cenę, ten wygrywa przetargi, jak w budowlance – ubolewa Paweł Błasiak, prezes zarządu głównego WOPR. I dodaje: - My mówimy, że są ratownicy i ratowacze.

- Typowe tonięcie to 4-6 minut. To jest zachłyśnięcie wodą, próba walki. To jest około 15-20 sekund na powierzchni wody, potem zaczyna się dramat pod wodą. Człowiek tonie w ciszy. Około 2 minuty jest pełna świadomość, kiedy człowiek wie, że umiera – opowiada Paweł Błasiak.

- Doświadczony ratownik jest w stanie zauważyć człowieka zanim zacznie tonąć i wie, że on będzie tonął – zaznacza prezes zarządu głównego WOPR.

Ile jest czasu, żeby uratować człowieka?

- Od 3 do 6 minut, w zależności od osobniczych możliwości – mówi Paweł Błasiak.

- Wiktoria była pod wodą 20 minut, a 45 była reanimowana. Przywrócili jej bicie serca – mówi pani Katarzyna, która była matką zastępczą Wiktorii.

Zanim doszło do tragedii we Władysławowie, MSWiA wskazało liczne uchybienia w działaniach D.T. Sport na kąpieliskach w całym kraju.

Nadal jednak cena i wygrywane przetargi zapewniają im pracę na basenach i akwenach między innymi w Warszawie, Słupsku, Legnicy, Poznaniu czy Jaworznie.

- Jeśli na raz, w przeciągu jednego tygodnia, wygrywa się 2-4 przetargi, to tych ratowników trzeba produkować, a nie szkolić – uważa Patryk Sokal, wiceprezes łódzkiego WOPR.

Kto nadaje uprawnienia ratownika wodnego?

Uprawnienia mogą nadawać firmy, które zatrudniają ratowników.

Dotarliśmy do mężczyzny, którego nazwisko widnieje na zaświadczeniach D.T. Sport.

- Zaświadczenia ratownicze były podbite niby moją pieczątką, a nawet nie wiedziałem, że taka istnieje – zapewnia mężczyzna. I dodaje: - Po zdarzeniu we Władysławowie sprawdziłem papiery na policji i dowiedziałem się, że to ratownicy niby szkoleni przeze mnie. A ja nawet nie posiadam uprawnień instruktora ratownictwa wodnego.

- Są osoby, które mają uprawnienia z egzaminu z datą 30 lub 31 grudnia, a egzamin musi odbyć się na wodach otwartych. Wątpię, żeby taki egzamin 31 grudnia odbył się na wodach otwartych – zwraca uwagę Paweł Błasiak.

Wprowadzone 13 lat temu przepisy i wolny rynek spowodowały, że jest w Polsce ponad 100 podmiotów mających zapewniać bezpieczeństwo na wodzie. Ilu jest ratowników? Trudno ustalić. A co trzeba zrobić, żeby zostać ratownikiem?

- Ratownikiem z krwi i kości, czy ratownikiem z papierkiem? Bo ratownik z krwi i kości, to taki, który właściwie cały czas się szkoli, który nigdy nie stanie tyłem do basenu i idzie do ratownictwa po to, by ratować ludzi – podkreśla Paweł Błasiak.

A co trzeba zrobić, żeby po prostu mieć „papier”?

- Trzeba znaleźć firmę, która to zrobi – mówi Paweł Błasiak.

- W przypadku D.T. Sport trzeba zadzwonić do fundacji i powiedzieć, że poszukuje się pracy. I jest się ratownikiem. Przyjeżdża się na basen i zaczyna pracę. A papiery? Wszystko było na bieżąco. Żadnych egzaminów – mówi były pracownik D.T. Sport.

Nasz rozmówca opowiada dalej:

- Niektórzy bali się wody, ale i tak byli ratownikami, na papierze. Jeden z ratowników od urodzenia nie miał ręki od łokcia. I nie mógł ukończyć nawet tzw. pierwszej pomocy medycznej, ale i tak bez żadnych papierów został zatrudniony przez D.T. Sport na basenach w Świeradowie, przy hotelach jako ratownik, choć nie miał ręki – słyszymy.

- Problem jest taki, że Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, które prowadzi nadzór nad ratownictwem wodnym, może zażądać od podmiotu dowolnych dokumentów, natomiast w ramach kontroli nie może kontrolować szkolenia. Moim zdaniem jest to błąd w ustawie i trzeba to naprawić – uważa Paweł Błasiak.

Kilkukrotnie zabiegaliśmy o spotkanie z przedstawicielem fundacji D.T. Sport. Jednak nasze maile i telefony pozostawały bez odpowiedzi.

- Jakieś 30-40 osób ma prawidłowe dokumenty, a cała reszta tylko wyprodukowane. Uzbierałoby się ponad 150 dokumentów – mówi były pracownik D.T. Sport i podkreśla, że większość ratowników pochodzących z Ukrainy jest na „lewych papierach”.

- Nawet z dworca ktoś mógł jechać z torbami od razu na basen. Prezes chwalił się, że na Ukraińcach można zarobić i nie ma żadnych problemów, bo siedzą cicho, boją się wszystkiego i potrzebują pracy – dodaje nasz rozmówca.

Kto jest odpowiedzialny za tragedię we Władysławowie?

Ani opiekunowie kolonii, ani osoba zarządzająca fundacją zatrudniającą ratowników, pośród których są osoby z wątpliwymi uprawnieniami, nie ponieśli żadnych konsekwencji. Przed sądem stanęło tylko trzech pracowników D.T. Sport, w stosunku do których zapadły wyroki nakazowe. Sąd wymierzył oskarżonym po 2 tysiące złotych grzywny i zobowiązał do zapłaty po tysiąc złotych dla każdego z pokrzywdzonych. W wyniku wniesionych sprzeciwów sprawa trafiła ponownie na wokandę, tym razem do Piotrkowa Trybunalskiego. Nie wiadomo, czy śmierć Wiktorii zmieni kwalifikację zarzucanych czynów.

- Jakie kwalifikacje przyjmie sędzia referent, to już jest jego decyzja. Na tę chwilę jest zarzut z artykułu 160, paragraf 2 i 3 Kodeksu karnego, czyli podlega karze ten kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu – mówi Marcin Oleśko z Sądu Rejonowego w Piotrkowie Trybunalskim.

Tematem nieuczciwych praktyk w ratownictwie zainteresowaliśmy stosowne służby, ministerstwo i Prokuraturę Krajową.

podziel się:

Pozostałe wiadomości