Jeszcze kilka miesięcy temu w ośrodku w Rybojadach koło Trzciela w lubuskiem mieszkało kilkunastu młodych Niemców, którzy przyjechali do Polski resocjalizować się. Latem właściciele projektu resocjalizacyjnego przenieśli się do Kunowic przy niemieckiej granicy. Ośrodek umieścili w lesie z dala od zabudowań. Dotarliśmy do gospodarstwa w którym młodzież pracowała w ramach resocjalizacji. Właściciele nie chcieli się przyznać do tego, że są u nich niemieccy chłopcy. Adam Siwiec, były wychowawca w projekcie resocjalizacyjnym dla niemieckiej młodzieży mówi o swoich przeżyciach związanych ze sprawą. - Była to młodzież trudna, z problemami osobowości, może nawet kryminalnymi, o których my do końca nie wiedzieliśmy. Przyjechali tu na zasadzie kolonii, opieki półlegalnej, o której my nie mogliśmy za bardzo rozmawiać ze swoimi znajomymi, kolegami. Taką umowę podpisaliśmy. Usta zamykano nie tylko pracownikom tych projektów. O tym, jaka młodzież trafia do Polski nie mogły mówić także rodziny zajmujące się młodymi Niemcami. - To jest młodzież z którą tamte domy dziecka nie dają sobie rady, albo chcą się ich pozbyć. Miałem jednego podopiecznego, który był kryminalistą. Miałem też jednego – Tobiego, który w szpitalu psychiatrycznym uderzył ogrodnika, o mało go nie zabił. Miał początki w zorganizowanej grupie przestępczej. Były też prostytutki, były złodziejki. Każde dziecko miało wyrok sądowy – wspomina pan Tomasz, były wychowawca w projekcie resocjalizacyjnym dla niemieckiej młodzieży. Ośrodki terapeutyczne lokalizowano z dala od zabudowań, często w głębi lasu po to, by ukryć fakt, że do Polski trafia młodzież mająca na sumieniu przestępstwa. Ci, którym udawało się uciekać z ośrodka, popełniali przestępstwa w okolicy. Zdarzały się kradzieże zarówno ze sklepów, jak i z prywatnych posesji. - Te dzieci często uciekały, dokonywały włamań. Potrafiły wydostać się z ośrodka w nocy, dokonać kilku włamań i rano wrócić do ośrodka – mówi pan Tomasz. Przez kilka miesięcy zabiegaliśmy o spotkanie z przedstawicielem Ambasady Niemiec w Polsce. Za każdym razem pracownicy placówki odmawiali wystąpienia przed kamerą. W odpowiedzi, którą dostaliśmy mailem przedstawiciel ambasady napisał, że metody stosowane przez pedagogów nie podlegają kontroli władzom centralnym Niemiec. - Zawiadomiłem prokuraturę z prośbą o informację, czy nie zachodzi podejrzenie popełnienia przestępstwa - mówi Mirosław Orzechowski, wiceminister Ministerstwa Edukacji Narodowej. Ośrodki resocjalizacyjne działają na podstawie niemieckiego prawa a to, jak się okazuje zezwala na większą swobodę wobec wychowanków. Polskie władze nie wiedzą jak dużo niemieckiej młodzieży przebywa na resocjalizacji w naszym kraju. A takich nastolatków jest dużo. Świadczy o tym fakt, że mają nawet swoje szkoły, o istnieniu których nie wiedzą nawet polskie władze oświatowe. Pan Tomasz jest zdania, że w całym projekcie nie ma miejsca na resocjalizację. - To kompletna fikcja, to jest niezły biznes, to jest sprowadzone do tego, żeby się portfel napełnił - mówi.