Początkowo nowy właściciel stawów w Masłomiącej roztoczył przed mieszkańcami podkrakowskiej wsi obiecującą wizję zagospodarowania położonych w centrum miejscowości stawów. Miało powstać miejsce wypoczynku i rekreacji z pomostami, a nawet restauracją. Wszystko okazało się być pisane palcem na wodzie. Mężczyzna bez żadnych zezwoleń spuszcza wodę ze stawów i je zasypuje.
- Jak patrzę na to miejsce, to robi mi się niedobrze. Kiedyś były piękne stawy i to zarybione. Teraz nawieźli mnóstwo dziadostwa – mówi jeden z mieszkańców. I dodaje: - A ryby w stawach łowiłem jeszcze w ubiegłym roku.
Wcześniej historyczne stawy miały czterech właścicieli.
- Nabyli teren od spółdzielni. To było czterech fantastycznych ludzi, którzy je zarybiali i dbali o to. Później, jednemu z nich powinęła się noga i musieli to sprzedać. Nie zdołaliśmy przekonać ani radnych, ani wójta, by kupili te stawy, bo chcieliśmy, żeby przejęła to gmina – mówi Dorota Dąbrowska, sołtys wsi Masłomiąca.
- Właściciel, z którym obecnie mamy kłopoty, kupił stawy za 800 tys. zł. Po ostatnich rozmowach powiedział, że je odsprzeda – sołectwu albo gminie, ale za 21 mln zł. I to w takim stanie, jak są teraz – oburza się Marek Kozłowski, radny gminy Michałowice.
Historyczne stawy w Masłomiące
Stawów początkowo było pięć. Niegdyś należały do dworu, który już nie istnieje. Na przestrzeni ostatnich lat nie zawsze wszystkie były napełnione wodą. Jednak nigdy nie zostały zdewastowane tak jak teraz.
- On poszedł po całości, wielkimi koparkami zrobił wyrwę, tak jak po bombie i cała woda ze stawów w jednej chwili spłynęła. Obok jest ciek wodny, który idzie do rzeki Dłubni – mówi Bogdan Skoczek, mieszkaniec Masłomiącej.
- Z dużego stawu też została zrobiona potężna wyrwa. Właściciel nie mógł sobie poradzić z wodą i przywiózł wóz strażacki. Przez tydzień pompował wodę, żeby to wysuszyć. Chce, żeby dno się zazieleniło, żeby zarosło. I później, jak już nie będzie wody, to może to zasypać i przekształcić na budowlankę – mówi Dorota Dąbrowska.
W trakcie naszych rozmów z mieszkańcami zaczął padać deszcz, słychać było grzmoty.
- W trakcie burzy wszyscy u nas drżą, ponieważ nasza miejscowość położona jest w niecce. Gwałtowny napływ wody ze wszystkich stron, kilku miejscowości, powodował, że stawy przyjmowały wodę i zachowywały się jak zbiorniki retencyjne. Jakby zostały zasypane, to byłaby tragedia – mówi Marek Kozłowski.
Kiedy kilka lat temu nowy właściciel stawów pokazał mieszkańcom Masłomiącej, jak zamierza je zagospodarować. Projekt wzbudził entuzjazm.
- Zaczarował nas, pokazał piękne plany. Łyknęliśmy to jako wieś i społeczność. Pomyśleliśmy, że nareszcie trafił się inwestor, który chce zrobić coś fajnego i pięknego – opowiada Dorota Dąbrowska.
- Wody miały być zachowane i zarybione – zaznacza pan Marek. I dodaje: - W ostatniej chwili się wycofał, stwierdził, chyba że koszty go przerosną. Poza tym jak zorientowaliśmy się, że pan właściciel jest przedsiębiorcą, który wywozi odpady budowlane z terenu Krakowa i szuka lokalizacji na ich zutylizowanie, to się przeraziliśmy.
- Na spotkaniu z nim po przemówieniach stwierdził, że stawy można już zasypywać, bo jak one nie mają już wody, to nie ma zasilania – przywołuje Bogdan Skoczek. I zaznacza: - Ktoś zrobił te stawy dlatego, że były naturalne źródła i one dalej są. A on stwierdził, że żadnych źródeł nie ma. To był argument do procedury. Że można teraz wystąpić do Wód Polskich, że skoro stawy nie mają zasilania, to można je likwidować.
"Stawy pełnią rolę zbiorników retencyjnych"
Gdy pierwszy raz byliśmy na miejscu, staw od wschodniej strony był prawie całkowicie pozbawiony wody. Wystarczyło jednak, by zatkał się mnich, czyli urządzenie do regulowania poziomu wody, aby staw natychmiast ponownie się napełnił. Oznacza to, że musi mieć źródła.
- Przed domem sołeckim ostentacyjnie wysypany został gruz, żeby pokazać kogo to jest własność. W ziemi widać różne materiały, blachy, żelbet, a plastiki i styropian już spłynęły. Wzdłuż Dłubni można teraz zbierać fragmenty tych lekkich frakcji – mówi pan Bogdan.
Właściciel stawów jest przedsiębiorcą. Zajmuje się zwożeniem odpadów budowlanych. Chętnie się z nami umówił. Gdy jednak stawiliśmy się na miejscu, pana Tomasza nie było.
- Nie dam rady przyjechać – oświadczył mężczyzna telefonicznie.
- Nie spuszczam wody, tylko teraz wody w nich nie ma. Nie ma zasilania. Szkoda mi rozmawiać, bo nie mam czasu. Poczekajmy miesiąc i zobaczymy, co z tego będzie. Wszystkie urzędy się wypowiedzą i wtedy ja zaproszę telewizję - dodał.
Co zrobią urzędnicy w sprawie historycznych stawów?
Mieszkańców Masłomiącej martwi brak reakcji ze strony urzędów.
- On nie miał żadnych zgód, żadnej dokumentacji i tak jest do dzisiaj – podkreśla pan Marek.
- Powiadamialiśmy wszystkich, wzywaliśmy policję, wielokrotnie wzywaliśmy straż gminną – mówi sołtys wsi.
- Wszyscy próbowali coś robić, a efekt jakiś taki nie do końca – martwi się pan Marek.
Zainteresowanie mediów spowodowało, że urzędnicy się uaktywnili. Podczas naszej kolejnej wizyty, na miejsce przyjechali przedstawiciele Wód Polskich.
- Te trzy stawy muszą zostać ze względu na bezpieczeństwo mieszkańców i ze względu na ochronę środowiska. A także dziedzictwo kulturowe, które tam w tej chwili się znajduje – zaznacza Wojciech Kozak, dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej Wody Polskie w Krakowie.
- Myślę, że regionalny dyrektor ochrony środowiska ma w tej sprawie wiele do powiedzenia. I w tej chwili będzie zmuszony pisemnie odpowiedzieć na pytanie, jakie szkody są teraz w środowisku. Ja do niego napisałem. Pismo poszło po ostatniej kontroli. W tym wypadku chodzi o karę finansową, znaczną, do 1 mln zł łącznie – dodaje dyrektor Kozak.
- Stawy są chronione, są w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego jako wody śródlądowe i stojące. Poza tym są wpisane do gminnego rejestru zabytków z uwagi na to, że to są stare podworskie stawy. Facet omija te wszystkie przepisy prawne i postępuje tak, jak widać. Nie liczy się z nikim i z niczym – mówi Marek Kozłowski.
Odcinek 7486 inne reportaże Uwagi! można oglądać na player.pl
Autor: wg
Reporter: Joanna Bukowska