To był szok dla wszystkich – rodziny, sąsiadów i znajomych. Co prawda w maleńkim mieszkaniu od lat gnieździło się 6 osób, w sumie już trzy pokolenia, ale pozornie to była zwyczajna, porządna rodzina. Jednak sytuacja w mieszkaniu K. już od kilku lat była napięta. Pan Jan z żoną i synami od kilku lat nie rozmawiali z dziadkami. Mijali się w korytarzu trzypokojowego mieszkania bez słowa. Dlaczego jednak właśnie teraz doszło do tragedii, kiedy widomo było, że pan Jan z żoną wkrótce się przeprowadzą. Na to pytanie nikt nie zna odpowiedzi. Nikt też nie wie, skąd 69-letni Franciszek K. miał broń. Wiadomo tylko, że mężczyzna, choć nigdy nie nadużywał alkoholu, miał tego dnia 1,5 promila we krwi, bez ostrzeżenia wyjął pistolet i strzelił do swojego syna. O mały włos nie zabił także swojego wnuka. 26-letni Maciej ratował się ucieczką, ale i jego dosięgła kula. Trafiła go w plecy i przeszyła na wylot. Ranny chłopak ocalił życie tylko dlatego, że wybił taboretem okno i wyskoczył z trzeciego piętra. Przeżył dzięki szybkiej interwencji pogotowia. Stan chłopaka jest nadal bardzo ciężki ale stabilny. Wiadomo już, że po wyjściu ze szpitala czeka go wielomiesięczna rehabilitacja. Jego dziadkowi grozi nawet dożywocie: za zabójstwo syna i ciężkie uszkodzenie ciała wnuka.