Opowiedziała o 26 latach domowego piekła. „Byłam bita i zamykana w piwnicy”

TVN UWAGA! 4776258
TVN UWAGA! 283060
Opowiedziała o biciu i upokarzaniu. Jej koszmar miał trwać 26 lat! – Mężowi pomagał syn. Przewracali mnie w kuchni na podłogę i zdzierali ze mnie ciuchy, potem ciągnęli mnie przez korytarz do piwnicy – to wstrząsająca relacja pani Barbary.

Jak mówi pani Barbara nie była już w stanie znieść upokorzeń. Uciekła z domu.

- Był wieczór, z mężem oglądaliśmy telewizję. Mieliśmy zamknięty dom, nagle ktoś zaczął intensywnie pukać w okno. To była Basia z potarganymi włosami, zapłakana, bardzo czerwona na buzi. Miała zniszczone ubranie. Była tak roztrzęsiona, że nie mogła mówić. Powiedziała tylko: „Mam już dosyć” – opowiada Jolanta Łukasiewicz, sąsiadka i koleżanka pani Barbary.

Przemoc

Jej piekło miało trwać 26 lat!

- To jest ciężkie do opowiedzenia. Któregoś razu miałam dać jeść kurom. Nie było co, dlatego dałam im zboże. On się na mnie wydarł. Wylał mi na głowę szklankę kawy. Wzięłam to i rzuciłam w niego. A on zdarł ze mnie spodnie i majtki. Przez całą wioskę leciałam półnaga. W garści trzymałam spodnie i majtki, tylko zakrywałam się z przodu – opowiada kobieta.

W jej małżeństwie źle się miało zacząć dziać rok po ślubie.

- Zaczęły się awantury i kłótnie. Poniżał mnie przy ludziach. Mówił, do mnie: „szmato, świnio”.

Małżeństwo mieszkało w niewielkiej wiosce koło Białego Boru. Dziś większość mieszkańców nie chce rozmawiać o tym, co się działo w domu pani Barbary. Mówią nieliczni.

- Nieraz widziałam, jak mąż ją wyzywał. To były bardzo ciężkie słowa. Ona znosiła to w milczeniu – mówi Helena Słota Markiewicz.

- Szłam do sklepu i widziałam, że on nad czymś się wścieka. Nad czymś utytłanym w błocie. Bił rękoma, kopał, wyzywał. Myślałam, że jest to jakiś worek, albo stary dywan, który mu akurat przeszkadzał. Spojrzałam i poszłam, dalej w swoją stronę. Dopiero po paru dniach zorientowałam się, że coś jest nie tak. Zaobserwowałam u Basi ślady siniaków. Wtedy powiedziała, że on ją pobił – przywołuje Jolanta Łukasiewicz.

Dlaczego sąsiadka nie zgłosiła sprawy na policję?

- Nie zrobiłam tego ze względu na bezpieczeństwo Basi. On był bardzo gwałtownym człowiekiem i wiedziałam, że całą złość wyładuje na niej.

Pani Barbara przyznaje, że nieraz myślała o samobójstwie.

- Nie mogłam już tego znieść, a nie chciałam o tym komuś opowiadać, wstydziłam się tego – mówi.

Piwnica

Historie, które opowiada pani Barbara, są wyjątkowo wstrząsające.

- Mężowi zaczął przy tym pomagać starszy syn. Wkurzali się z synem, przewracali mnie w kuchni na podłogę i zdzierali ze mnie ciuchy. Syn łapał mnie z tyłu, za ręce, mąż mu pomagał, ciągnęli mnie przez korytarz do piwnicy, na schody. Potem zamykali drzwi na klucz. Na tych schodach nieraz siedziałam godzinę, czy dwie.

Pani Barbara przyznaje, że starała się bronić.

- Ale syn miał taką siłę, że nie dałam rady. Jak męża raz uderzyłam, a syn był przy tym, to potrafił uderzyć mnie dziesięć razy, pięściami, za włosy mnie targał. Nieraz w piwnicy stukałam, waliłam, prosiłam, żeby mnie wpuścili, wtedy słyszałam, jak się ze mnie nabijali.

Jolanta Łukasiewicz nie może otrząsnąć się, po tym, co usłyszała od pani Barbary.

- Trudno było mi poukładać sobie w głowie coś takiego, że mąż dopuścił do takiej sytuacji. Pozwolił, żeby brali w tym udział jej synowie. Jakim trzeba być człowiekiem, jakim trzeba być ojcem, żeby w taki sposób upokorzyć matkę własnych dzieci? – denerwuje się.

Mąż pani Barbary rozmawiał z naszym reporterem, ale po pytaniach o przemoc w rodzinie nie zgodził się na wykorzystanie nagranej rozmowy. Powiedział, że nie krzywdził żony w taki sposób, jak ona o tym opowiadała.

Inaczej o sprawie mówią krewni mężczyzny, których odnaleźliśmy w sąsiedniej wiosce.

- On powinien powiedzieć jak było. Jak chce być uczciwy – usłyszał reporter.

Czy opowieść pani Barbary, o tym, co działo się w tym domu jest nieprawdziwa?

- Prawdziwa. Każdy wie, jak było. Tylko każdy się boi.

Mąż

Historię pani Barbary opisała Maria Sowisło, dziennikarka Tygodnika Miasteckiego. Po jej tekście, na profilu facebookowym innej gazety, zamieszczono nagranie z wypowiedzią męża pani Barbary.

- Żona zawsze miała wychlapane na wszystko. W ostatnich czasach, na pytanie o zrobienie obiadu mówiła: „To zróbcie sobie zupkę chińską”, bo ona ma to wszystko gdzieś. Naprawdę starałem się, dzieci się starały, a żona to wszystko podeptała, zniszczyła. Bo w sumie mama nigdy o nich nie dbała. Najbardziej boli mnie to, że ona oskarża i mnie, ale też i na dzieci po ludziach nie mówi dobrego słowa, bo o dzieciach wypowiada się bardzo źle – słyszymy w nagraniu zamieszczonym na profilu „Gazety Miasteckiej”.

Psycholog ze Stowarzyszenia „Damy Radę” przekonuje, że sprawcy przemocy domowej to wyjątkowi manipulanci.

- Nie wierzę w ani jedno jego słowo. Osoby niedoświadczone uznają, że to biedny człowiek oskarżony przez żonę. A to standardowe zachowanie sprawcy. W momencie, kiedy jest obserwowany, kiedy dochodzi do konfrontacji, zachowuje się bardziej jak ofiara – podkreśla.

Wstyd

Czemu pani Barbara przez tyle lat to wszystko znosiła?

- Wstydziłam się o tym mówić.

- Wydaje mi się, że pracownik socjalny powinien umieć postawić się w roli ofiary, że ona ma prawo się bać, że ma prawo nie wiedzieć, co zrobić, do kogo się zgłosić. Nikt jej nigdy nie zaproponował bezpiecznego miejsca, że nie zostanie w tym domu, jeżeli zgłosi sprawę. Wydaje mi się, że tutaj ta opieka zawiodła – uważa Jolanta Łukasiewicz i przyznaje.

- Mieszkańcy i ja też daliśmy plamę. Dzisiaj rozmawiając z Basią mogę ją tylko przepraszać, że nie zareagowaliśmy wcześniej.

Pani Barbara mieszka u pani Jolanty. Czeka na rozpoczęcie sprawy rozwodowej. Szczecinecka policja i prokuratura zajęła się sprawą pani Barbary. Na razie prowadzone jest postępowanie wyjaśniające. Ośrodek pomocy społecznej zaoferował kobiecie pomoc psychologa.

podziel się:

Pozostałe wiadomości