Pacjent pozostawiony sam sobie

TVN UWAGA! 4327879
TVN UWAGA! 228407
W to, co przez niespełna tydzień przeżył 57-letni pacjent spod Warszawy, aż trudno uwierzyć. Źle się czuł, poszedł do lekarza, stamtąd skierowano go do szpitala, potem do następnego. Dalej był znów lekarz pierwszego kontaktu i znowu szpital. Po wszystkim pacjent zmarł.

Pani Renata Cybula jest pielęgniarką w szpitalu w Nowym Dworze Mazowieckim. To tam w grudniu trafił jej mąż, 57-letni pan Andrzej. Kilka lat temu przeszedł zawał serca, a od pewnego czasu uskarżał się na ból nogi, która puchła i robiła się coraz bardziej sina. Nie lubił chodzić do lekarzy, ale czuł, że tym razem bez ich pomocy się nie obędzie.

"Ten pacjent powinien zostać w szpitalu"

- W środę wieczorem pojechał do szpitala na SOR. Na tym oddziale przebywał do około północy. Później przewieziono go na Bródno, na USG żył - opowiada Renata Cybula. - Rano, gdy już poszłam do pracy, zadzwonił mąż, że jest już w domu. Jak oni mogli prawidłowo zrobić to badanie, skoro ta noga była wielkości nogi małego słonia? Okazało się, że szpitala wypuścili go o 3.15. Dla mnie to jest nie do pomyślenia, że oni go o tej porze wypuścili - dodaje.

Rzecznik Szpitala Bródnowskiego wyjaśnił, że pan Andrzej został zwolniony do domu, ponieważ nie było żadnych podstaw do tego, żeby miał pozostać w szpitalu...

- Mąż mi opisywał całą sytuację, która go spotkała na Bródnie. Lekarz podobno był bardzo zbulwersowany tym, o której godzinie przywożą mu pacjenta do badania - opowiada pani Renata. - Potem mąż wyszedł z tego szpitala i miał pójść na przystanek, z którego mógł się zabrać pierwszym autobusem. Na drugą stronę trzeba było przejść po schodach. Mówił mi, że on już się tak źle czuł, że myślał, że już nie podejdzie. Mówił, że praktycznie wciągał się po barierce na górę. W międzyczasie się uginał, klękał. Mówił, że prawej nogi już praktycznie nie czuł, już była tak obrzęknięta - opowiada.

Lekarz, który wypisał pana Andrzeja ze szpitala już w nim nie pracuje. O opinię w tej sprawie zapytaliśmy specjalistę z wieloletnim stażem, profesora Krzysztofa Bieleckiego.

- W tym badaniu badający uczciwie pisze, że ze względu na duży obrzęk w prawej kończynie dolnej badanie przepływowe dopplerowskie było utrudnione, ale pozwoliło mu to na wykluczenie zakrzepicy w żyłach kończyny dolnej prawej - wyjaśnia. - Ale jednocześnie pisze, że w obwodowej części udowej tętnicy udowej nie ma przepływu i obok ze znakiem zapytania jest napisane zakrzep, zator. Ten pacjent powinien zostać w szpitalu - ocenia profesor.

"Umówiłyśmy się na poniedziałek"

Po wizycie w Szpitalu Bródnowskim Andrzej Cybula ponownie trafił do lekarza pierwszego kontaktu. Ten znowu skierował go do szpitala z podejrzeniem ostrej niewydolności krążenia. Pani Renata poprosiła o przyjęcie męża do szpitala, w którym pracuje.

- Doktor tak trochę podeszła do mnie dziwnie, stwierdziła, że na weekend to tak nie za bardzo jest po co. Umówiłyśmy się na poniedziałek - mówi Renata Cybula.

Pan Andrzej w poniedziałek został przyjęty do szpitala. Jego karta medyczna zawiera dwa zapisy. Pierwszy zapis jest z 11.35, a drugi jest z godziny 21.24 i to już jest informacja o zgonie pacjenta.

- Jeżeli pacjent jest przyjmowany w trybie pilnym z takimi objawami niewydolności i dopiero po prawie dziewięciu godzinach jest kolejna informacja stwierdzająca, że pacjent nie ma objawów życia, to rodzi się pytanie, czy nikt go wcześniej nie oglądał... - po obejrzeniu karty medycznej pana Andrzeja tłumaczy nam prof. Krzysztof Bielecki.

- Lekarz prowadząca powiedziała mi, że ten poprzedni zawał, który miał, to był bardzo rozległy zawał i praktycznie od tamtej pory mój mąż żył z połową martwego serca. Gdy spytałam jak można żyć z martwym w połowie sercem, zmieszała się trochę i powiedziała, że w takim razie teraz może tak się stało - mówi Renata Cybula.

"Zaawansowane zmiany chorobowe w układzie krążenia"

Rodzina zażądała sekcji zwłok, niezależnej od szpitala i zgłosiła sprawę organom ścigania. Prokuratura wszczęła śledztwo w kierunku narażenia pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia oraz w sprawie nieumyślnego spowodowania jego śmierci.

- Z opinii biegłych wynika, że do śmierci doszło na drodze przewlekłej niewydolności krążenia. Ponadto w obrazie sekcyjnym stwierdzono przewlekłe zaawansowane zmiany chorobowe w układzie krążenia - wyjaśnia Łukasz Łapczyński z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.

Wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Trudno wydawać wyroki, ale też trudno nie dostrzec braku empatii. Prokuratura sprawdzi, czy można było uniknąć tej śmierci.

podziel się:

Pozostałe wiadomości