40-tysięczny Żyrardów położony jest niecałe 50 km na południowy zachód od Warszawy. W jednym z tamtejszych domów 31-letnia kobieta prawdopodobnie kuchennymi nożami zadała ciosy swojemu partnerowi.
- Ostatnie słowa jakie mi powiedziała to: „Albo dzisiaj sobie coś zrobię, albo mnie zastrzelą” – mówi pani Monika, siostra 31-latki.
31-latka cztery miesiące temu wynajęła mieszkanie w Żyrardowie. W tym samym czasie poznała Mariusza B. Para zamieszkała razem. Kobieta pracowała dorywczo w pobliskim Nadarzynie, pakując ubrania w firmie odzieżowej.
Śledczy nie informują, co sprowokowało tragiczną w skutkach awanturę. Sąsiedzi słysząc kłótnię, wezwali policję i straż pożarną.
- W mieszkaniu był zakrwawiony mężczyzna z licznymi ranami na całym ciele i agresywnie zachowująca się kobieta. Podczas udzielania pomocy rannemu mężczyźnie kobieta wybiegła z mieszkania, trzymając w rękach dwa noże, ostrzami skierowane na zewnątrz – relacjonuje Iwona Śmigielska-Kowalska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Płocku.
- Kobieta nie stosowała się do żadnych poleceń. Policjanci krzyczeli do niej bardzo wyraźnie, co potwierdzają świadkowie, aby odrzuciła niebezpieczne narzędzia, czyli noże. Ona tymi nożami próbowała zaatakować przypadkowe osoby, które się tam pojawiły oraz policjantów – podkreśla insp. Mariusz Ciarka, rzecznik Komendanta Głównego Policji.
Na podwórku policjant próbował obezwładnić 31-latkę gazem pieprzowym. Co się działo dalej, opowiedzieli nam anonimowo świadkowie tego zdarzenia.
- Ta kobieta była strasznie zmieniona. Ciekło jej z ust, biała piana. Amok jakiś. Była wścieknięta. Poszła w tłum, kto by jej się nawinął, to by zarżnęła jak prosię. To nie był człowiek, to jakiś szatan – relacjonuje świadek.
- Policja część ludzi odsuwała, bo ona szła na oślep. Ona nie dała podejść policji, bo gdyby pozwoliła, to by ją obezwładnili i byłoby po wszystkim – dodaje świadek.
"Nie była agresywna"
Według siostry, 31-latka była chora psychicznie.
- Leczyła się neurologicznie, psychiatrycznie. Brała jakiś czas leki, później przestała, bo stwierdziła, że jej nie pomagają. Nie brała narkotyków, jakiś dopalaczy. Była bardzo dobrym człowiekiem. Starała się wszystkim wokół pomóc. Nie wierzę w to, że zaatakowała policjantów, tym bardziej dwoma nożami – przekonuje.
- Ona nie była agresywna, potrafiła krzyknąć, ale z rękoma do nikogo nie startowała. To, co się stało strasznie mnie zaskoczyło – dodaje pan Dariusz, szwagier 31-latki.
Jeden ze świadków, z którymi rozmawialiśmy mówi o trzech strzałach.
- Podobno jeden był ostrzegawczy. Ten policjant kolegom się tłumaczył: „Najpierw się broniłem gazem, później strzeliłem raz ostrzegawczo i dopiero później strzeliłem w nią”. Dziewczyna leżała, miała kawałek pleców zakrwawiony, policjanci zaczęli krzyczeć, gdzie jest pogotowie. Nie reanimowali jej. Ta dziewczyna jeszcze oddychała, bo było widać głębsze oddechy, to znaczy, próbowała je złapać. Te dwa noże leżały w niedalekiej odległości od niej.
Siostra 31-latki oskarża policję o to, że przeprowadziła akcję nieudolnie.
- Stała od nich półtora metra, to nie było zagrożenie życia, żeby mogli strzelać – mówi pani Monika.
Okazuje się że w ostatnich dniach 31-latka miała lęki i żyła w strachu. W SMS-ach do siostry pisała, że boi się swojego współlokatora i jego znajomych.
- Siostra w SMS-ach pisze, że Mariusz B. wplątał ją w narkotyki. Że obawia się o swoje życie – opowiada pani Monika.
Ranny Mariusz B., ugodzony nożem, po niecałym tygodniu wyszedł ze szpitala.
- Spałem, nagle poczułem jakieś kłucie na szyi, oglądam się, a ona nade mną stoi z nożem. Usunąłem się i dostałem pierwszy cios w łopatkę, w płuco, gdzie jeszcze mam sączek i dren, a potem ugodziła mnie w rękę. Mówiła: „Najpierw zabiję ciebie, później siebie”. To był jakiś zupełny amok.
Potem kobieta miała założyć opaskę uciskową na ramieniu Mariuszowi B.
Mężczyzna podkreśla, że wcześniejsza obawa partnerki i historia z narkotykami, to „bzdura”.
- Gdyby się bała, nie chciałaby, żebym do niej za każdym razem wracał – twierdzi.
"Pamięć mięśniowa"
Grzegorz Mikołajczyk jest byłym antyterrorystą, który podczas swojej służby był zmuszony do użycia broni wobec innego, uzbrojonego napastnika.
- Włącza się pamięć mięśniowa, która jest podyktowana wcześniejszym treningiem taktycznym. Kieruje się broń w stronę przeciwnika i jeżeli są ku temu podstawy, to się oddaje strzał. Najczęściej strzał pada w największe części, czyli popiersie – mówi Mikołajczyk.
- Nie chcę zlinczować policjanta, który strzelał, bo żeby nie policja, to w ogóle byśmy nie wyszli na ulicę, ale takie rzeczy trzeba rozwiązywać inaczej. Policja jest do tego szkolona, jeżeli policjant nie umie się obronić, to może niech zmieni zawód – mówi pan Dariusz, szwagier 31-latki.
Prokuratura w Płocku prowadzi dwa śledztwa. Pierwsze dotyczy próby zabójstwa partnera 31-latki. Ze względu na jej śmierć będzie ono umorzone. Drugie śledztwo ma ocenić, czy policjant użył broni zgodnie z zasadami, jakie obowiązują w polskim prawie.
- Jak wynika ze wstępnej opinii biegłego lekarza z zakresu medycyny sądowej kobieta ma ślady postrzałowe klatki piersiowej, brzucha i narządów wewnętrznych. Dostała krwotoku do jamy ciała – mówi prokurator Iwona Śmigielska-Kowalska.
Trzy strzały
31-latka została już pochowana przez krewnych.
- Widziałam trzy rany, pierwsza była koło nadgarstka, druga była między trzecim, a czwartym żebrem, a trzecia w okolicy serca, mostka. Wychodzi na to, że nie było strzału ostrzegawczego w górę – mówi pani Monika.
- Prokuratura zabezpieczyła monitoring i będzie on w najbliższym czasie analizowany – dodaje prokurator Iwona Śmigielska-Kowalska.
- Chcę, żeby policjant, który strzelał odpowiedział za to, że zabił mi siostrę. Miał prawo się bronić, ale nie do takiego stopnia – dodaje pani Monika.
Sprawa jest niejednoznaczna. Prokuratura chce powołać biegłych specjalistów od balistyki. Muszą odpowiedzieć na pytanie, czy policjant oddał strzał ostrzegawczy. Czy jest możliwe trzykrotne trafienie człowieka dwoma kulami. Sami świadkowie zdarzenia też różnie oceniają interwencję policji. Jedni oskarżają ją o nieudolność, inni stają w jej obronie.