15-letniego Konrada z Warszawy napadnięto w pobliżu szkoły. Uderzono go kilkakrotnie w głowę. Stracił przytomność. Ukradziono mu telefon komórkowy. - Ktoś rzucił nim o drzwi klatki schodowej. Drzwi były otwarte, zaczął wciągać go do środka. Konrad chciał krzyczeć, wyrwać się, ale dostał cios w skroń – opowiada pani Katarzyna, mama chłopca. Konrad trafił do szpitala. Miał wstrząśnienie mózgu, uszkodzony nos, szczękę, kręgi szyjne. Sprawcę tych obrażeń zatrzymano. Okazał się nim 17-letni Dominik M., zwany Żmiją. - Ma 17 lat, ale z jego wypowiedzi i działania wynika, że jest już osobą wielce zdemoralizowaną – twierdzi Zdzisław Kuropatwa z Prokuratury Rejonowej Śródmieście. Chłopak przyznał się do pobicia i kradzieży. Żmii, za to, co zrobił, grozi nawet do 12 lat więzienia. Jednak sąd nie zastosował wobec napastnika aresztu tymczasowego. - Sąd uznał, że brak jest przesłanek do stosowania najsurowszego środka zapobiegawczego tzn. tymczasowego aresztowania. Podejrzany przyznał się do popełnienia tego czynu. W tej sytuacji sąd doszedł do wniosku, że nie ma obawy matactwa. Podejrzany jest osobą młodą. Nie ma przesłanek do tego, że on wróci do przestępstwa. Równie dobrze można twierdzić, że to był jeden wybryk, który się więcej razy nie powtórzy – uważa Wojciech Małek, sędzia. Rodzina Konrada żyje w strachu - Bezpośrednio po tym jak sąd wypuścił sprawcę, mięliśmy przez krótki czas głuche telefony, a sprawca pojawił się pod szkołą syna – opowiada pani Katarzyna. Dziennikarzom UWAGI! Udało się porozmawiać ze Żmiją. Dominik M. twierdzi, że ukradł telefon, bo potrzebował pieniędzy. - Akurat były mi potrzebne pieniążki. Kradzież to najłatwiejszy sposób. Zarobiłem mało. 280 zł. Oni chcą pewnie dla mnie jak największej kary. Ale ja przyrzekłem przed sadem, że już nigdy więcej nic nie zrobię – zapewnia Dominik M. - Zależy mi przede wszystkim na tym, aby sprawca poniósł karę. I żeby żadna inna matka nie płakała, nie przeżywała przez niego togo, co ja – wyjaśnia mama Konrada. To, że Dominik M. jest na wolności, dziwi także tych, którzy dobrze go znają. - Chodził tu do szkoły i opinię miał złą. Chciał pokazać, że trzeba się go bać. Że on jest kimś, bo on ma tutaj kolegów – wspomina Ryszard Rogacz, nauczyciel informatyki. Podobnego zdania jest Ewa Soszyńska, wicedyrektorka gimnazjum nr 36 w Warszawie. - Miał problemy. To było palenie papierosów. Jakieś bójki. Rozboje. Wagary. Jest na pewno agresywny. I skoro tak zrobił z jednym z naszych uczniów, nie mamy gwarancji, że to się nie powtórzy. Przypuszczenia dyrektorki szkoły sprawdziły się. Kilka dni w temu, w tym samym miejscu, Żmija znowu zaatakował. Nie doszło do tragedii, gdyż napadnięty chłopiec uciekł. Mimo to sąd kolejny raz nie zastosował wobec Dominika M. aresztu tymczasowego. Nie zrobił tego, bo jak się okazało, nie posiadał informacji o poprzednim napadzie. Zobacz także:Napadli na staruszki16-letni gwałciciel odpowie jak nieletniBezkarni młodzi bandyciDzieci terroryzują ulice