Ponad rok temu Marek P., policjant operacyjny sekcji kryminalnej komendy policji w Ostrzeszowie pełnił służbę, jak co dzień. Wieczorem został wezwany do baru przez swojego przełożonego, który w towarzystwie prokuratorów i biznesmenów pił alkohol. Naczelnik chciał, aby podwładni rozwieźli jego kompanów do domów. Doszło do sprzeczki. - Naczelnik jednego z policjantów bardzo lżył. Było to związane z przejściem funkcjonariusza do innego wydziału – mówi jeden z obserwatorów sprzeczki. Nietrzeźwy naczelnik ujawnił, że Marek P. stara się o pracę w Centralnym Biurze Śledczym, jako tzw. policjant pod przykryciem. Zdradził także jego tajnych informatorów. O fakcie ujawnienia tajemnicy, funkcjonariusz poinformował komendanta, a sprawą zajęła się prokuratura okręgowa w Kaliszu. Po kilku miesiącach śledztwa sprawa została jednak umorzona. Prokurator nie dopatrzył się przestępstwa. - Nie były to rzeczy tajne. Sprawa została umorzona ze względów prawnych – powiedział prokurator, a naczelnik do tej pory nie poniósł żadnych konsekwencji i czuje się bezkarny. Konsekwencje za skargę na swojego przełożonego ponosi natomiast Marek P. Jeszcze do niedawna jego praca była wysoko oceniana przez naczelnika. Po tym, jak policjant powiadomił komendanta o zajściu w barze, szef zmienił zdanie. Za ujawnienie prawdy, komendant odsunął Marka P. od pracy w sekcji kryminalnej. Z dobrego detektywa, zrobił dzielnicowego. Policjantowi uniemożliwiono odwołanie od tej decyzji, chociaż jest to niezgodne z regulaminem. - To jest nagminne w policji, że składa się w ofierze zwykłych funkcjonariuszy, żeby chronić funkcyjnych. To jest taka polityka skrywania brudnych spraw, które zrobili funkcyjni – mówi Jerzy Jachowicz, dziennikarz śledczy ”Gazety Wyborczej”. Zobacz także:Co robią policjanci po godzinach?Z komendantem załatwisz wszystkoPolicja zawsze ma rację?