Brutalny mord
16 grudnia 1997 roku, w centrum Warszawy doszło do brutalnego morderstwa w butiku Ultimo. Zginął 26-letni mężczyzna, Daniel J., mąż kierowniczki sklepu, która została ranna.
Dwa dni po zbrodni, zatrzymana została pracowniczka sklepu Beata Pasik. Po 18 miesiącach w areszcie tymczasowym, sądy dwóch instancji orzekały, o jej niewinności. Inne zdanie miał jednak sąd apelacyjny, który skazał kobietę na 25 lat pozbawiania wolności. Dla rodziny i Beaty wyrok skazujący był czymś zupełnie niezrozumiałym.
- Na trzecią sprawę siostra szła spokojna, że zostanie uniewinniona. Stało się inaczej, stała się tragedia – uważa Jacek Pasik, brat skazanej.
- To miała być formalność, nic więcej. Myślałam, że wyjdę z sądu razem z rodziną, wrócę do domu. Tymczasem zostałam skazana – ubolewa Beata Pasik.
Sąd apelacyjny nie był jednomyślny. Przewodnicząca składu orzekającego wyraziła odrębne zdanie. O winie Beaty Pasik zdecydowali ławnicy.
Ławniczka
Na rozmowę z Uwagą! zgodziła się ławniczka z poprzedniego procesu, kiedy to Beata Pasik została uniewinniona. Kobieta nie potrafi zrozumieć, dlaczego Pasik ostatecznie trafiła do więzienia.
- Ta sprawa dręczy mnie do dzisiaj – przyznaje Halina Gniadek. I zaznacza: - Dręczy mnie to, że niewinna dziewczyna siedzi w więzieniu. Od początku widziałam w tej sprawie niejasności, różnego rodzaju niedoróbki.
Ławniczka mówi m.in. o brakujących dowodach.
- Mimo tego, że to była zima, była odwilż, nikt nie wpadł na to, by zrobić zdjęcia śladów butów. Tych zdjęć nigdzie w aktach nie ma. Druga sprawa to, że na sekcji zwłok stwierdzono, że ofiara miała ślady walki na dłoniach. Z kimś się ten mężczyzna musiał bić, bo to były świeże rany. Zastanawiałam się, jak taka drobna kobieta jak ona, mogła się bić. To raczej ona byłaby pobita – podkreśla Gniadek.
Nikt nie wziął też pod uwagę mocnego alibi, które miała Pasik. Jej wersję potwierdziło kilka osób. Zdaniem śledczych motywem miał być konflikt między panią Beatą, a kierowniczką sklepu - panią Anną, ale motyw obalili biegli psycholodzy i psychiatrzy, wskazując, że Pasik nie jest typem osoby, która mogłaby kogoś zabić.
Zeznania wdowy
Dowodem w sprawie były zeznania Anny J., która stwierdziła, że to Beata Pasik strzelała do jej męża. Policja nigdy nie znalazła broni. Na skórze Pasik ani na jej ubraniach nie znaleziono prochu, który zazwyczaj zostaje po wystrzale. Na ubraniach skazanej nie znaleziono także krwi ofiary ani Anny J.
- Ona [Anna J. – red] zrobiła na mnie wrażenie nieszczerej. Kiedyś miało miejsce takie zdarzenie, że przechodziłam obok toalety w sądzie, w której ona była z bratową. Nie pamiętam dokładnie ich słów, ale bardzo się śmiały, chichrały. Pomyślałam sobie, że taka pokrzywdzona wdowa, a taka roześmiana, coś mi nie pasowało – przywołuje Halina Gniadek. I dodaje: - Ona na pewno wie, co się stało, ale nie chce powiedzieć.
W sprawę Beaty Pasik zaangażowało się Stowarzyszenie Przeciwko Zbrodni, które miało wywierać na sąd ogromną presję, gromadząc przed każdą rozprawą tłumy ludzi. Szef stowarzyszenia Krzysztof O. został oskarżycielem posiłkowym. Kilkanaście lat później, sam stanął przed szwedzkim sądem i został skazany za zmuszanie kobiet do prostytucji.
- Mimo że nie jestem zawodowym sędzią, wiedziałam, czego się podejmuję. Presja nie robiła na mnie wrażenia. Robiłam, co było trzeba – wspomina ławnicza Halina Gniadek.
Światełko w tunelu
Po wyroku sądu apelacyjnego w 2005 roku, pani Beata przebywa w zakładzie karnym w Grudziądzu. Kasacja nie przyniosła skutku. Nie pomogły pisma do Rzecznika Praw Obywatelskich, ani prośba matki skazanej do prezydenta o ułaskawienie, czy kolejne próby wznowienia procesu.
- Żyjemy z tym już 24 lata. To dla nas cały czas jest ból. Chciałbym, następne święta spędzić już razem. Liczę na to bardzo. Ta sprawa musi być wyjaśniona. Wiem, że siostra jest niewinna – podkreśla brat skazanej.
Po ponad dwudziestu latach od morderstwa, dla Beaty pojawiło się światełko w tunelu. Otrzymała list od mężczyzny, który twierdzi, że może mieć informację o jej sprawie i o ewentualnych sprawcach.
- Ten list bardzo mnie zaskoczył. Było w nim szczegółowo opisane, że autor wie, kto to zrobił, zna sprawców. Po tylu latach, nie liczyłam, że ktoś taki się do mnie odezwie – mówi Beata Pasik.
Pani Beata powiadomiła o liście organy ścigania. W odpowiedzi otrzymała wiadomość, że w jej sprawie zapadły już prawomocne wyroki i prokuratura sprawą się nie zajmie. Z naszych informacji wynika, że nikt mężczyzny nie przesłuchał, mimo iż jego miejsce pobytu organom ścigania jest dobrze znane. To jeden z zakładów karnych w Warszawie.
- Bardzo dużo rozmawiamy o sprawie Tomasza Komendy. On dał nam nadzieję. Jeśli on mógł, to dlaczego my nie możemy walczyć? – mówi Pasik.
Akta sprawy przekazaliśmy Andrzejowi Mroczkowi, który pracował w policji, gdy doszło do morderstwa. Jego zdaniem Pasik jest niewinna. A informacje o sprawcach mogą znajdować się w aktach. Tuż przed morderstwem były pracownik Ultimo, widziany był w okolicach sklepu, w którym doszło do zbrodni. Gdzie jest obecnie, nie wiadomo. Nikt go nie szuka.
- Właściciel sklepu zasugerował, że zachowanie tego mężczyzny wydało mu się bardzo dziwne. Z jego obserwacji wynikało, że ten mężczyzna robił rozpoznanie, przyglądał się, co się dzieje w okolicach sklepu – podkreśla Andrzej Mroczek.
Rozmawialiśmy z żoną zamordowanego Daniela J. panią Anną J. Nie zgodziła się na publikację swoich wypowiedzi. Podtrzymuje swoje stanowisko, że to Beata Pasik strzelała do niej i do jej męża.
- Prosimy, by wydział sprawiedliwości, czy może sam minister, spojrzał na tę sprawę chłodnym okiem. Tu bardzo wiele rzeczy się nie zgadza – mówi brat skazanej.
- Wierzę, że uda się tę sprawę doprowadzić do końca – dodaje Halina Gniadek.