Coraz więcej państw jest na celowniku terrorystów. Samoloty lecące do Stanów Zjednoczonych, Kanady, Wielkiej Brytanii i Izraela są pod nadzorem międzynarodowych służb specjalnych. W polskich samolotach, gdy wszystkie zabezpieczenia zawiodą, ostatnią nadzieją pasażerów są ukryci wśród podróżnych funkcjonariusze Straży Granicznej. - Wyobraźcie sobie sytuację, że siedzi 160 osób, samolot jest na wysokości ponad 10 tys. metrów. Coś zaczyna się dziać. Mała przestrzeń. Pasażerowie są spanikowani, a funkcjonariusze muszą zapewnić bezpieczeństwo pasażerom, załodze, samolotowi. Działanie nasze jest ostatecznością. My jesteśmy ostatnim ogniwem, kiedy wszystko już zawiedzie. Mamy zneutralizować każdą sytuacje w powietrzu – mówi naczelnik Wydziału Realizacji Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej. Funkcjonariusze są uzbrojeni w broń palną. Daje to przewagę nad terrorystą. Jednak użycie broni na pokładzie samolotu jest ostatecznością. Reagują tylko, gdy zagrożone jest życie pasażerów. Jeżeli podczas lotu dojdzie np. do chuligańskich wybryków, nie interweniują. Pilot podejmuje wówczas decyzję o natychmiastowym przerwaniu lotu. W Polsce przez ostatnie pól roku z tego powodu samoloty musiały lądować aż 15 razy. - My jesteśmy grupą, która wykonuje zadania bezpośrednio po zejściu samolotu na ziemię – mówi szef zespołu Interwencji Specjalnych Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej. Dzięki pracy Straży Granicznej na Warszawskim Okęciu, w ciągu ostatniego półrocza udaremniono dwa wypadki, które mogły być próbą zamachu terrorystycznego. Na polskich lotniskach odebrano pasażerom aż 38 tysięcy przedmiotów, które mogły stać się niebezpieczne w rękach terrorystów. Wykryto także dwie próby wniesienia pistoletu na pokład samolotu.