53-letni Marian Wójcicki został śmiertelnie pobity przez mieszkającego w sąsiednim bloku Konrada K., byłego policjanta. Syn zabitego mówi, że przyczyną napaści było wcześniejsze wydarzenie, do którego doszło na podwórku. - Mój ojciec zwrócił uwagę jego synowi – mówi syn Mariana Wójcickiego. – Dzieci skakały w dal, a on zajeżdżał im drogę rowerem. Ojciec powiedział: Zjeżdżaj gówniarzu. Konrad K. twierdzi, że zwracał uwagę Marianowi Wójcickiemu, bo ten miał uderzyć jego syna. Nie przyznaje się do pobicia mężczyzny, twierdzi, że upadł on w wyniku przypadkowego uderzenia. Tę tezę podważyli biegli. Ustalili oni, że Wójcicki miał bardzo poważne obrażenia, które nie mogły powstać w wyniku jednorazowego upadku. Decyzją Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, Konrad K. już po trzech miesiącach został zwolniony z aresztu. W procesie zeznaje z wolnej stopy. Mimo, iż uznano, że materiał dowodowy wskazuje na duże prawdopodobieństwo, że to właśnie on śmiertelnie pobił Mariana Wójcickiego. - Nie ma w tej sprawie żadnego dowodu, by oskarżony w jakikolwiek sposób wpływał na zeznania świadków – mówi Lech Magnuszewski z Sądu Apelacyjnego w Gdańsku. Sąd nie obawia się mataczenia, mimo, iż główny świadek zdarzenia nie złożył jeszcze zeznań w sądzie. Były policjant nie dostał też dozoru policyjnego ani zakazu opuszczania kraju. Wdowa po zabitym boi się, postanowiła się przeprowadzić. - On mieszka obok nas – wyglądam przez okno i widzę, że człowiek, który zakatował mojego męża chodzi sobie na spacerki z żoną, z dzieckiem. Nie wiem, jak się zachowam, gdy stanę z nim oko w oko – mówi Zofia Wójcicka. Konradowi K. grozi od 2 do 12 lat pozbawienia wolności. Z naszych informacji wynika, że w obawie o swoje bezpieczeństwo, jeden ze świadków pobicia odmówił składania zeznań.