Na oczach wielu ludzi, w przejściu pod dworcem PKP w Kielcach, pod koniec października tego roku, trzech pijanych mężczyzn zaczepiło trzydziestokilkuletniego Arka, który sprzedawał kadzidełka. Żądali pieniędzy. Gdy odmówił, zaczęli go bić i kopać. Bili go prawie dziesięć minut. Nikt w tym czasie nie stanął w obronie chłopaka. Nie pojawił się też patrol policji. Arek zmarł po przewiezieniu do szpitala. - Policja twierdzi, że teren dworca to strefa zwiększonego bezpieczeństwa – mówi brat Arka. Prawda jest jednak zupełnie inna. Od trzech lat w Kielcach działa policyjny monitoring. W mieście zainstalowanych jest 35 kamer – aż 21 z nich w centrum. W dniu zabójstwa Arka, dwie kamery: w przejściu podziemnym pod dworcem PKP oraz obok stacji, były zepsute. Rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach Elżbieta Różańska - Komorowicz bije się w piersi: - Nie ma na to wytłumaczenia – mówi. – Każda kamera może w pewnym momencie zawieść. To był nasz błąd. Ekipa UWAGI! postanowiła sprawdzić, czy zabicie Arka zmobilizowało kielecką policję. W mroźny dzień porzuciliśmy wózek z lalką imitującą dziecko w zasięgu oka kamery, tej samej, która nie zarejestrowała uciekających zabójców Arka. Nikt nie zwrócił na wózek uwagi, nie pojawił się żaden patrol. - Nie sprawdzałam, czy kamery są naprawione – przyznała pani rzecznik i dopiero podczas wizyty reporterki UWAGI! zadzwoniła do Komendy Miejskiej. Okazało się, że kamera na dworcu jest zreperowana, za to uszkodzona jest linia przesyłowa i obraz nie dociera do policyjnego obserwatora. Zepsute kamery i niesprawne linie przesyłowe to nie jedyny mankament kieleckiego monitoringu, na który wydano 1,5 mln zł. Rok temu z wiaduktu przy ul. Żelaznej zrzucono 29-letnią Ewę. Oskarżony o zabójstwo mężczyzna nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że w momencie zbrodni był w innym miejscu, co również powinna zarejestrować policyjna kamera. Oskarżony zażądał nagrania jako dowodu w sądzie. Okazało się jednak, że obraz z kamery został skasowany. - Monitoring pracuje cały czas i najstarszy zarejestrowany materiał zostaje zagrywany przez najnowszy – tłumaczy pani rzecznik. – Dzieje się to upływie pięciu dni. Trzy lata temu szefowie kieleckiej policji twierdzili, że obraz będzie kasowany dopiero po dwóch tygodniach. Inne komendy posiadające monitoring, kasują nagrania dopiero po miesiącu. Choć, jak się okazuje, i to nie gwarantuje skuteczności jego wykorzystania. W Warszawie pod okiem kamery brutalnie pobito młodego chłopaka, w Łodzi zepsuta kamera nie zarejestrowała skatowania nastolatka. W Tarnobrzegu chuligani w zasięgu kamery zniszczyli okna i drzwi w kilku firmach, w Elblągu kamera nie sfilmowała śmiertelnego wypadku drogowego. W Bytomiu obsługujący monitory policjant, nie widział leżącego na ławce zmarłego mężczyzny.