Masakra rozegrała się w Gliwicach. Wieczorem nastoletni Jarek Dynek usłyszał przeraźliwy krzyk. Wybiegł z mieszkania. Zobaczył dziewięcioletniego Kubę, który prosił o pomoc.
– Przed drzwiami było pełno krwi. Wszedłem do pokoju i zobaczyłem Maksa… Był ranny, blady - opowiada Jarek.
Chłopak wrócił do domu, by wezwać pogotowie. Dyspozytorce zrelacjonował, że w mieszkaniu sąsiadów leży dziecko, w które dziadek wbił nóż.
– „Jest przytomny, ale słabnie!” – ponaglał.
Kiedy wrócił do mieszkania sąsiadów, Maksa na kolanach trzymała babcia. Kobieta również była ranna: zanim na ratunek nie rzucił się wnuk, pijany mąż kilkukrotnie ugodził ją nożem.
- Zmierzyłem Maksowi puls i tętno, ale już nic nie wyczuwałem – relacjonuje nastolatek. W mieszkaniu nie było już dziadka: mężczyzna popełnił samobójstwo skacząc z balkonu.
Bronisław i jego żona Jadwiga U. od sześciu lat byli rodziną zastępczą dla dwóch swoich wnuków. Przed sześcioma laty rodzina przeżyła niewyobrażalną tragedię: na oczach małego Maksa ojciec udusił matkę chłopców.
- Piętno tej tragedii odcisnęło się na twarzy chłopców, zwłaszcza Maksymiliana. Brakowało mi u niego uśmiechu, dziecięcej radości. Był bardzo poważny, zamyślony – mówi ks. Krzysztof Śmigiera, proboszcz parafii św. Jacka w Gliwicach Sośnicy, gdzie Maks był ministrantem.
– Nie opowiadał o swoim domu. Wstydził się. Kilku kolegów widziało, że tam się coś działo, że jakieś były krzyki – dodaje bliski przyjaciel Maksa, Wojtek Pilszek.
Okazuje się, że chłopak miał powody, aby nie opowiadać o swoim domu. Sąsiedzi potwierdzają, że dziadek po alkoholu wszczynał awantury. – Kiedy się kłócili, latały garnki – biegłam i uspokajałam osobiście. Ale jednego roku, w Wigilię, kiedy się bili około 1 w nocy zadzwoniłam na policję – opowiada jedna z sąsiadek rodziny U. Tę jedną interwencję potwierdza policja. Jednak pracownicy Ośrodka Pomocy Społecznej oceniali dziadków bardzo pozytywnie. Twierdzą, że byli wyjątkowo zaangażowani w wychowanie i opiekę nad wnukami.
- Naszą pasją była piłka nożna. Byliśmy prawie najlepsi na WFie a naszym wspólnym ulubionym była FC Barcelona – opowiada o Maksymilianie, Wojtek. – Maks był bardzo dobrym uczniem. Chciał iść do tej samej szkoły, co ja. Wojskowej – dodaje.
Brat Maksymiliana, Kuba, jest pod opieką cioci. Babcia chłopców przebywa w szpitalu. Jej stan jest poważny, ale nie zagrażający życiu. – To, co na zawsze zostanie mi w pamięci, to postawa piętnastoletniego Maksa, który obronił swoim ciałem babcię. Rzucił się w jej obronie i umarł – mówi Jarek Dynek.