- Mężczyzna, który telefonował podawał się za funkcjonariusza Centralnego Biura Śledczego – opowiada pan Kazimierz. – Mówił, że chce mi pomóc. Na pierwsze spotkanie umówiliśmy się pod stacją CPN, niedaleko komendy policji. Funkcjonariusz powiedział biznesmenowi, że przez półtora roku CBŚ zbierała dowody jego przestępstw gospodarczych. Sprawa miała być poważna, materiały operacyjne zebrane przeciwko niemu, wkrótce miały trafić do prokuratury. Z relacji policjanta wynikało jednak, że dla biznesmena jest jeszcze ratunek przed uruchomieniem machiny wymiaru sprawiedliwości. Za 30 tys. zł da się wszystko zatrzymać, sprawę zatuszować. Szantażowanego biznesmena zastanowiło nader mętne objaśnienia: „życzliwy” funkcjonariusz ogólnikowo mówił o nagonce na jego firmę, o podstawionych ludziach i o tym, że nie da mu zrobić krzywdy. Biznesmen zaczął się zastanawiać, czy popełnił jakieś nadużycie. - Wróciłem do domu i zrobiłem rachunek sumienia – mówi pan Kazimierz. – Razem z żoną doszliśmy do wniosku, że nie mamy nic do ukrycia. Postanowiłem nie płacić. Zdecydował się nie zrywać kontaktu z szantażystą. Umówił się na kolejne spotkanie. Tym razem w towarzystwie dziennikarzy UWAGIi! Podobnie jak poprzednio,na spotkanie ”policjant z CBŚ” wybrał okolicę jednostki policji. Rozmawiali w samochodzie pana Kazimierza, w którym zainstalowane zostały mikrofony. - Ciekawe jakie materiały zostały na mnie zebrane? – pan Kazimierz chciał dowiedzieć się czegoś więcej na temat swoich „przekrętów”. - W tej chwili każdy jeden prowadzący działalność – w paliwie, w złomie, w opale – jest trafiony – wyjaśniał pracownik CBŚ. – Każdy kręci, bo ludzie idą na to, co najłatwiejsze. Jakie faktury są przechwycone, od kogo, czyje kontakty – to wszystko mamy. I niech pan weźmie pod uwagę, ilu ludzi za to poleci. Gdyby pan znał szczegóły z naszych czynności, obserwacji, ale oszczędzę tego panu, bo jest pan człowiek nerwowy. Wszystko, co mówił człowiek z CBŚ nie miało sensu. Dziennikarze UWAGI! postanowili obserwować policjanta i po niedługim czasie upewnili się w przypuszczeniach, że mają do czynienia z oszustem. Eugeniusz S. nie jest i nigdy nie był pracownikiem CBŚ. Był za to policjantem wydziału przestępczości gospodarczej w Komendy Miejskiej w Częstochowie, obecnie pracował w biurze komornika. Biznesmen zgłosił sprawę policji. Po przeszło miesięcznej obserwacji policja zdecydowała się zatrzymać „policjanta”. Prokuratura postawiła mu zarzuty płatnej protekcji, próby wyłudzenia pieniędzy oraz podszywanie się pod funkcjonariusza policji. Sąd zdecydował o tymczasowym areszcie na trzy miesiące. Oszustowi grozi osiem lat więzienia. Częstochowski biznesmen nie dał się nabrać. Ile osób wcześniej padło przedtem ofiarą byłego policjanta – oszusta? Prokuratura Okręgowa w Częstochowie nie wyklucza, że wcześniej mógł on wykorzystywać wiedzę zdobytą podczas pracy w policji, by szantażować i wyłudzać pieniądze od przedsiębiorców.