Z niewinnego zrobili sprawcę

W wyniku skandalicznie przeprowadzonego śledztwa w sprawie wypadku drogowego postawiono zarzuty niewinnemu człowiekowi. Choć prokuratura bije się w piersi, prowadzący w dyletancki sposób postępowanie nie zostali w żaden sposób ukarani.

We wrześniu pokazaliśmy reportaż o nieudolnym śledztwie, jakie przeprowadziły płocka policja i prokuratura w sprawie wypadku drogowego. Kierowca autobusu PKS potrącił na pasach 17-letnią dziewczynę, zaniósł zemdloną na ławkę i odjechał. Uraz po wypadku spowodował u Doroty Krysińskiej rozległą martwicę skóry lewego uda. Został wykonany przeszczep z drugiego uda. Dziewczyna do dziś ma nie w pełni sprawną nogę, przechodzi rehabilitację. Mimo, że do wypadku doszło w zatłoczonym centrum Płocka o godz. 14., śledztwo umorzono z powodu niewykrycia sprawcy. Dopiero, gdy sprawą zajęły się lokalne media, prokuratura znalazła winnego, kierowcę PKS w Płocku Kazimierza D. Jednak zarzuty postawiono mu nie przesłuchując go nawet, ani nie przeprowadzając okazania. Kazimierz D. o tym, że jest podejrzany dowiedział się dopiero od reportera UWAGI! - Będzie okazanie – mówił we wrześniu Lech Dąbrowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Płocku. – To, że kierowca ma zarzuty, nie oznacza, że nie można później zrobić okazania. To prawda, że należało wcześniej okazać. W tej sprawie popełniono parę błędów. Dziś wiadomo już, że w tej sprawie popełniono same błędy. Prokuratura wycofała zarzuty wobec niewinnego kierowcy. Po tym, co się stało Kazimierz D. ma kłopoty z sercem, trafił do szpitala, był wyszydzany przez kolegów i znajomych. Rzeczywistym sprawcą wypadku okazał się 50-letni Krzysztof K. z Wyszogrodu. - Bałem się, że stracę pracę – Krzysztof K. tłumaczy, dlaczego nie przyznał się do spowodowania wypadku. – Bardzo mi szkoda tej dziewczyny. W imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego modlę się za nią. Podczas śledztwa policja oparła się na zeznaniu opóźnionego umysłowo świadka, któremu pomyliły się nazwy miejscowości, do których jechał autobus, który miał potrącić dziewczynę i analizowała trasę przejazdu zupełnie innego autobusu. Nie przesłuchano ani jednego kierowcy, który jechał w kierunku, gdzie rzeczywiście zdarzył się wypadek. Dopiero po nagłośnieniu sprawy, zgłosili się świadkowie. - Postępowanie od samego początku było prowadzone wadliwie – mówi Lech Dąbrowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Płocku. – Na podstawie tarczy tachografu wytypowano sprawcę i praktycznie to był jedyny dowód, na którego podstawie postawiono mu zarzuty. Funkcjonariusz prowadził dochodzenie nieprofesjonalnie. Prokurator potraktował sprawę rutynowo. Jest mi przykro i wstyd. Dziewczyna, poszkodowana w wypadku mieszka z rodzicami 20 kilometrów od Płocka, we wsi Łukoszyn. Rodzina mieszka w jednym pomieszczeniu na tyłach sklepu, bez gazu, bieżącej wody, łazienki. Rodzice dziewczyny są bezrobotni, utrzymują się z zasiłku. Codzienne dojazdy na rehabilitację są dla nich sporym wydatkiem. Reporter UWAGI! zapytał zastępcę prezesa PKS Płock, czy przedsiębiorstwo nie poczuwa się do obowiązku zadośćuczynienia poszkodowanej przez jego pracownika. - Zajmiemy się tym od zaraz – powiedział Henryk Gajewski, zastępca prezesa PKS Płock i obiecał darmowe bilety na dojazdy do Płocka. Jednak rodzice Doroty będą domagać się odszkodowania w wysokości 30 tys. zł. Do tej pory ani prokurator, ani policjant prowadzący w dyletancki sposób postępowanie, nie zostali przez swoich przełożonych w żaden sposób ukarani.

podziel się:

Pozostałe wiadomości