Deska na czterech kółkach, kask, ochraniacze – to sprzęt, który umożliwia ekstremalne, a jednocześnie stosunkowo bezpieczne doznawanie przyjemności pędzenia z góry. Mountainboard nie jest jeszcze w Polsce tak popularny, jak, dajmy na to, jego zimowa siostra, czyli snowboard. Od kilku lat liczba jego miłośników rośnie, ale jest ich cały czas tak niewielu, że dobrze się znają. Prawdziwi pasjonaci prawie każdy weekend w sezonie, od maja do września, spotykają się na ulubionych trasach, przede wszystkim w polskich górach. - To, co czuję przypinając wiązania, to wolność – mówi Łukasz Lasota, znany jako Kamikaze, pionier mountainboardu w Polsce. – Jest tylko deska, góra i zjazd w dół. Jeżdżę, bo chcę się rozerwać, odreagować stres, poobijać plecy i tyłek. Kiedy wracam w poniedziałek do pracy, jestem spokojniejszy niż wyjeżdżając z niej w piątek. Łukasz, z zawodu senior media planer w domu mediowym, z ulgą wyrywa się z zakorkowanych warszawskich ulic i jedzie na drugi koniec Polski, by tam ścigać się z wyczynowcami. Jednym z nich jest Marcin Domin, student trzeciego roku geodezji i kartografii w Akademii Górniczo Hutniczej w Krakowie, zwany Szamanem. Szaman jest ekstremalnym mountainboarderem. Dwukrotnie zdobył tytuł mistrza Polski w boarder crossie, zjeździe na desce po torze z przeszkodami. - Moja filozofia jest taka, że w życiu trzeba robić coś więcej niż oglądać telewizję, spać, iść na uczelnię i pić piwo – mówi Marcin Domin. – W każdy weekend upijać się i leżeć pod stołem, to nie dla mnie. Od wyczynów stroni natomiast Anna Królikowska, księgowa i zamiłowana czytelniczka książek. Na desce jeździ nie tylko w górach, ale także po pochyłościach warszawskich alej parkowych. Śliczna dziewczyna na dziwnym pojeździe wzbudza duże zainteresowanie spacerowiczów, którzy dopytują się, na czym to ona jeździ i robią sobie z nią zdjęcia. - Nie jeżdżę ekstremalnie, nie biorę udziału w zawodach – mówi Anna Królikowska. – Lubię po prostu pojeździć sobie, spotkać się ze znajomymi. Nie chodzi o to, żeby się ścigać, ale żeby się dobrze bawić. Każdy, kto chciałby pójść w ślady panny Anny, albo nawet Szamana, może spróbować. W kilku miejscach Polski, gdzie najczęściej spotykają się mountainboardziści, jak Międzybrodzie Żywieckie, góra Żar, Rąblów koło Kazimierza Dolnego można wypożyczyć kompletny sprzęt i poćwiczyć pod okiem instruktora. - Już po pół godzinie zaczynasz sam zjeżdżać – zapewnia Wojciech Kozłowski, instruktor mountainboardu.