W piątek wieczorem otrzymaliśmy elektryzującą wiadomość, że człowiek, który zabarykadował się w banku w centrum Warszawy grożąc wysadzeniem się w powietrze, żąda spotkania z naszym reporterem Ryszardem Cebulą. Dziennikarz natychmiast udał się na miejsce rozgrywającego się dramatu. Negocjacje policji trwały całą noc. Przez ten czas nie było wiadomo, co się wydarzy. Na miejscu były dziesiątki wozów policyjnych, strażackich, a także karetek pogotowia. Wokół ustawieni byli snajperzy gotowi do strzału. - Ktoś powiedział, że desperat ma włączony telewizor - relacjonuje Ryszard Cebula. - Wystąpiłem, więc do niego na naszej antenie ze specjalnym apelem - prosząc, żeby zastosował się do poleceń policji i poddał się. (zobacz film) - Mimo odczuwalnej grozy, nie zdawałem sobie sprawy jak wielkie napięcie panuje wewnątrz banku – dodaje Ryszard Cebula. Zobaczyliśmy to dopiero, gdy oglądaliśmy nagranie z przebiegu negocjacji policji i prokuratora z desperatem. (zobacz film) Od piątku zastanawialiśmy się, kim jest człowiek, który posuwa się do tak drastycznych kroków. Nasz reporter Ryszard Cebula spędził z nim dzisiejsze przedpołudnie. Oto wyznanie Jerzego Górskiego - człowieka, który sparaliżował w piątek centrum Warszawy. - Robiąc to, nie chciałem nikomu wyrządzić krzywdy – mówi Jerzy Górski.Chodziło mi o to, żeby ludzie zobaczyli, jak zostałem oszukany przez maklerów. Chciałem pokazać, że zwykły człowiek nie ma szans na wygranie z tak dużą instytucją nawet, jeśli ma rację. Nie widziałem innej możliwości, żeby nagłośnić moją krzywdę. - Liczyłem się z tym, że mogą mnie zastrzelić, ale ważniejsze dla mnie było pokazanie prawdy. Maklerzy zmarnowali mi życie. Nie dość, że poniosłem straty finansowe, ale i osobiste. Załamałem się nerwowo, odeszła ode mnie ukochana kobieta. Być może, niedługo spotkacie jakiegoś żebraka pod domem maklerskim, bardzo prawdopodobne, że będę to ja. - Pomimo tego, że grafolog stwierdził, że fałszowano moje podpisy - przegrałem sprawę w sądzie. Tam nakazano mi również opłacić koszty sądowe, również te, które poniósł bank – 75 tys. zł. Dla mnie bank powinien być święty, bo przecież cała gospodarka, całe państwo opiera się właśnie na nich. Jeśli oni postąpili tak ze mną, być może robią to samo z innymi ludźmi. Wiele osób stanęło w obronie Jerzego Górskiego, również jego sąsiedzi. - Staniemy za nim murem! – mówią sąsiedzi desperata. - To dobry człowiek, który został bardzo skrzywdzony. - Wiem, że będę musiał odpowiedzieć za swój czyn, mówi Jerzy Górski. - Ale doprowadzili mnie do takiego stanu, że jest mi już wszystko jedno. Zwątpiłem w sprawiedliwość. Może to tragiczne, ale prawdziwe. Chciałbym przeprosić jeszcze tych wszystkich, których naraziłem na stres: policjantów, pana prokuratora i mieszkańców bloków położonych w okolicach banku. Dzisiaj, 16-go stycznia sprawa Jerzego Górskiego ulega przedawnieniu w sądzie. Jerzy Górski wie, że w Polsce nie będzie już mógł dociekać swoich praw. – Dzisiaj definitywnie straciłem moje pieniądze - mówi Jerzy Górski. Mogę powiedzieć, że straciłem około miliona złotych, bo tyle właśnie w pewnym okresie czasu warte były moje akcje.