Wypadek, czy egzekucja na bezbronnych ludziach?

TVN UWAGA! 4590277
TVN UWAGA! 258733
52-letni Robert R. wjechał w grupę pieszych i rowerzystów w Rzezawie. Jedna osoba zginęła na miejscu. Mężczyzna w przeszłości leczył się psychiatrycznie.

Chciał, jak najszybciej dojechać do domu

W wypadku, który spowodował Robert R. poszkodowanych zostało pięć osób. Jednego z mężczyzn, pomimo natychmiastowej reanimacji nie udało się uratować. Jedna z poszkodowanych osób znajduje się w śpiączce farmakologicznej. Trzy są poważnie ranne.

Do wypadku doszło w okolicach kościoła. W środku odbywał ślub.

- Gdyby weselnicy wyszli wtedy z kościoła, doszłoby do potwornej tragedii – relacjonuje Michał Zborowski, świadek zdarzenia. I dodaje. - Jedną z kobiet odrzuciło aż za drogę, teraz jest w szpitalu.

- Policjanci, powiedzieli, że to cud, że żyję. Ludzie odbijali się od tego samochodu, jak piłki. Co byliśmy winni? Co by było, gdyby wśród nas było dziecko? – zastanawia się Tadeusz Dziadowiec, jedna z poszkodowanych osób.

Świadek zdarzenia opisał naszej reporterce zachowanie Roberta R. tuż po zdarzeniu.

- Siedział spokojnie w samochodzie. Jak otworzyłem drzwi, powiedział, że nagle stracił przytomność, wzrok. Mówił, że jedzie z daleka, bo sprowadza auta i chce szybko wrócić do domu – mówi.

To nie był wypadek

Prokuratura postawiła Robertowi R. zarzut zabójstwa i usiłowanie zabójstwa czterech innych osób. Mężczyzna został aresztowany.

- To nie był wypadek komunikacyjny. To umyślne pozbawienie życia. Nawracał, dodawał gazu, a musiał widzieć ofiary. Szczególnie rowerzystę, którego wiózł na masce samochodu, mimo to nie hamował. Podczas przesłuchania zeznał, że uwolnił tych ludzi od zła i drugi raz zrobiłby to samo – mówi Mieczysław Sienicki z Prokuratury Okręgowej w Tarnowie.

Sprawca w przeszłości leczył się psychiatrycznie. W ciągu ostatnich trzech lat, dwa razy trafił do szpitala psychiatrycznego. Po wyjściu przestał brać leki, bo twierdził, że zbyt go otępiają. Podczas stanów maniakalnych stawał się agresywny i niebezpieczny.

- Wiem, jaka wydarzyła się tragedia. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie cierpienia tych ofiar i świadków, którzy to wiedzieli. Ale to nieprawda, że on się na kogoś zasadzał, że chciał komuś krzywdę zrobić. Prawdopodobnie coś zadziało się w jego głowie – mówi przyjaciółka Roberta R.

Chciał zostać księdzem

Robert R. w młodości chciał zostać księdzem. Jednak nie ukończył seminarium. Pracował jako kurier w jednej z firm przewozowych. Później jeździł po Europie jako kierowca. Trzy lata temu został taksówkarzem. Mieszkał na jednym z katowickich osiedli razem z swoim bratem.

- Z tego, co wiem to miał zaburzenia psychiczne. Chciał kiedyś brata zabić, potem zamknęli go w szpitalu psychiatrycznym. Był taksówkarzem. Bałabym się wsiąść z nim do samochodu – mówi jedna z sąsiadek Roberta R.

Zdaniem przyjaciółki Roberta R., kiedy mężczyzna nie miał ataków choroby był normalnym, spokojnym człowiekiem.

- Podczas ataków stawał się Mesjaszem. Kiedyś w takim stanie pojechał do swoich rodziców i namówił ich na wyjazd do Włoch. Podczas tej wycieczki spowodował wypadek ze skutkiem śmiertelnym, za co został skazany – mówi przyjaciółka Roberta R.

Po wyjściu z więzienia przyjaciółka zaprowadziła go do psychiatry. Wtedy został zdiagnozowany.

- Mówiłam psychiatrze o wypadku, który spowodował, ale to zignorowano. Rodzina też nie chciała się zmierzyć z problemem. Gdyby dostał fachową opiekę i wsparcie, nigdy by do tego nie doszło – mówi przyjaciółka mężczyzny.

Kobieta nie kryje rozgoryczenia z postawy lekarzy i bliskich Roberta R.

- Rozmawiałam z lekarzami i rodziną, chciałam współpracować. Ale nikt z tym nic nie chciał zrobić. Dziś znów wszyscy załamiemy ręce, że Robert kogoś ponownie zabił? – kończy.

podziel się:

Pozostałe wiadomości