Wybuch w bloku. „Było czuć gaz, gazownicy kazali otworzyć okna”

TVN UWAGA! 4465783
TVN UWAGA! 244859
W bloku w centrum Szczecina doszło do potężnej eksplozji, która rozerwała budynek. Kilka godzin przed tragedią, mieszkańcy wzywali pomoc, bo wyraźnie wyczuwali woń gazu. Pracownicy pogotowia gazowego przyjechali na miejsce, ale - zdaniem lokatorów -zbagatelizowali niebezpieczeństwo i zaproponowali „uchylenie okien”.

O godzinie 5 nad ranem potężna eksplozja rozerwała mury bloku w centrum Szczecina.

Nie było wątpliwości: w mieszkaniu na najwyższym piętrze zajmowanym przez samotną kobietę wybuchł gaz.

- Usłyszałem potężną eksplozję. Zerwałem się na równe nogi. Zobaczyliśmy, że jest pełno kurzu i dymu. Wchodzę do salonu, otwieram drzwi i widzę następną kamienicę. Ściany w naszym salonie już nie było - opowiada Filip Świeży.

- Drzwi do pokoju córki tak wpadły, że nie mogła się wydostać. Pytałam: Natalka, żyjesz? To było straszne – dodaje Katarzyna Kusyk.

Kiedy przerażeni lokatorzy wybiegli na ulicę, w pierwszej chwili mówili o cudzie. Okazało się, że nikt nie zginął. Jedynie właścicielka mieszkania, w którym doszło do eksplozji, poważnie poparzona, trafiła do szpitala.

- Ta kobieta biegała nago, tylko w jakiejś poszarpanej koszulce. Nawet w pierwszym momencie nie zorientowałam się, że to ona, taką twarz miała zmienioną – mówi pani Krystyna.

Do zebranych pod blokiem lokatorów bardzo szybko dotarła wstrząsająca wiadomość: woń ulatniającego się gazu wyczuła już kilka godzin przed wybuchem sąsiadka z parteru.

- Pojawił się wątek pogotowia gazowego. Kolana się pode mną ugięły jak usłyszałem, że tu ktoś był i niczego nie zrobił – mówi Filip Świeży.

„Dzwoniłam po pogotowie gazowe”

Pogotowie gazowe wzywała jedna z mieszkanek bloku, gdyż wyraźnie wyczuwała woń gazu w swoim mieszkaniu. - Obudziłam się po północy. W pokoju było czuć gaz. Zadzwoniłam po pogotowie gazowe. Byli w 10 minut. Wyjęli „piszczek” i zaczęli sprawdzać. Coś wskazywało, ale nie mogli znaleźć źródła. Jeden z mężczyzn powiedział, że to są takie wskaźniki, że nie ma podstaw, by sądzić, że coś się dzieje – opowiada Katarzyna Kusyk.

Kobieta wyjaśnia, że pracownicy pogotowia zeszli go piwnicy, by również tam dokonać pomiarów.

- Rury gazowe prowadziły do drzwi zamkniętych na kłódkę. Powiedziałam, że pójdę po sąsiada i otworzy. A on mi powiedział: chce pani sąsiadów po nocy budzięć, nie ma takiej potrzeby. Nie zakręcili zaworu gazowego, bo musieli by odciąć pół ulicy Gdyńskiej, a nie ma takich podstaw – dodaje.

Kobieta i pracownicy wrócili do jej mieszkanie. Jak mówi – nie poszli do sąsiadów piętro wyżej.

- Powiedział tylko, że mamy zostawic otwarte okna i iść spać. Jestem laikiem. Nie pomyślałam, żeby go wysłać z czujnikiem, żeby sprawdzał pod drzwiami sąsiadów – dodaje pani Katarzyna.

Firma: „wierzymy monterom”

O tym czy gazownicy mogli się pomylić, rozmawialiśmy rzecznikiem prasowym Polskiej Spółki Gazownictwa. Zapewniał nas, że firma nie bagatelizuje żadnego zgłoszenia. I że tak było również w tym przypadku.

- O godzinie 00:30 nasi monterzy przyjechali na miejsce. Weszli do lokatorki do mieszkania, sprawdzili wszystkie wskazane miejsca. Miernikami sprawdzili kratki wentylacyjne. Zeszli do w piwnicy. Tam również nie stwierdzili na żadnych uszczelkach i odgałęzieniach żadnego uchodzenia gazu – mówi Artur Michniewicz.

Nasz reporter pyta, dlaczego nie zrobiono nic więcej, mimo że lokatorzy alarmowali, że w bloku ulatnia się gaz.

- Nie jestem w stanie tego skomentować, nie słyszałem tych wypowiedzi lokatorów. Pozostajemy przy naszej wersji. Specjalny zespół sprawdza dokumenty i rozmawia z monterami. Opieramy się na tym, co jest dla nas miarodajne: na wskazaniach mierników, które są rejestrowane oraz na raportach złożonych przez monterów. Wierzymy monterom – mówi Michniewicz i dodaje, że na tym etapie nie ma też pewności czy w bloku faktycznie doszło do wybuchu gazu.

- Wstrzymałbym się z szukaniem winnych. Nie wiem na jakiej podstawie pan twierdzi, że doszło do wybuchu gazu – powiedział reporterowi.

W przeciwieństwie do gazowników, badająca sprawę prokuratura nie ma wątpliwości, co wybuchło w szczecińskim bloku.

- Mówimy tutaj o sprowadzeniu niebezpieczeństwa, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób, mającego postać wybuchu gazu - powiedziała Joanna Biranowska-Sochalska z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.

Kobieta walczy o życie

Pozbawionymi dachu nad głową lokatorami zaopiekowały się miejskie służby – dostali pomoc finansową i mieszkania zastępcze. Specjaliści z nadzoru budowlanego zdecydują, czy i kiedy będą mogli wrócić do bloku przy Gdyńskiej.

Oficjalny raport Polskiej Spółki Gazownictwa na temat pracy wezwanych na miejsce monterów ma być znany do końca listopada. Mieszkańcy bloku czekają jednak na efekt śledztwa prokuratury: ustalenie przyczyn wybuchu w mieszkaniu sąsiadki i pociągnięcie do odpowiedzialności gazowników winnych – ich zdaniem - oczywistego zaniedbania. Stan lokatorki z mieszkania, w którym wybuchł gaz, nadal jest bardzo ciężki, kobieta walczy o życie w gryfickim szpitalu.

podziel się:

Pozostałe wiadomości