Pani Joanna ma 88 lat i problemy z poruszeniem się. Seniorka podpisała umowę na usługę rehabilitacji domowej, która miała trwać przez trzy lata. Zanim zapoznała się z dokumentami, musiała zapłacić 10 tysięcy złotych. Kobieta o działalności centrum rehabilitacji dowiedziała się z zaproszenia na bezpłatne badanie.
- Stwierdziłam, że nie mogę tego tak zapłacić. To oni sami mi kredyt zaproponowali. Wsadzono mnie w samochód, zawieziono do banku. Ale mówię, ja mam konto w innym banku. Byłam naiwna. Miałam oszczędności na czarną godzinę, no i ja to wszystko zapłaciłam im gotówką – przyznaje. Kobieta chce pozostać anonimowa. Jej rodzina nie wie, że wydała pieniądze na domową rehabilitację.
- Liczyłam na to, że rehabilitant będzie mnie jakoś usprawniał. A to się skończyło na tym, że otrzymałam materac magnetyczny. I powiedziano mi, że pomaga. Pobudza cały organizm. Nic nie jest z tej umowy zrealizowane – skarży się.
88-latka po miesiącu zorientowała się, że dała się nabrać. Rzekomy fizjoterapeuta pojawił się u niej trzy razy.
W miejscu, gdzie pani Joanna podpisała umowę nie ma już centrum rehabilitacyjnego tylko biuro podróży. Prezes centrum rehabilitacyjnego to były wspólnik właściciela biura podróży. Pierwszy to dobiegający 50-ki mężczyzna z Wielkopolski, drugi to 30-latek z województwa łódzkiego.
Jeszcze w 2017 roku wspólnie prowadzili klinikę medycyny naturalnej na warszawskiej Pradze. Reportaż o tym, jak sprzedawano pakiety medyczne ukazał się w Uwadze! w kwietniu 2017 roku. Wtedy pierwszy raz ujawniliśmy sposób działania obu przedsiębiorców.
- [Oferta - red.] wyglądała sensownie, czułam, że po tym naszym NFZ-cie potrzebę, żeby ktoś się mną po prostu zaopiekował, więc im zaufałam. Płatność była albo gotówką, oferowali też możliwość wzięcia kredytu. Zapłaciłam im gotówką, z obstawą zaprowadzili mnie do najbliższego banku, żebym przypadkiem nie uciekła – mówi Zofia Kopczyńska.
Klinika została zamknięta
Pani Zofia była klientką kliniki medycyny naturalnej prowadzonej na warszawskiej Pradze. Za pakiet medyczny, który miał być realizowany przez rok zapłaciła 5,5 tysiąca złotych. Po kilku miesiącach przekonała się, że straciła pieniądze wydane na abonament medyczny. Kobieta zdążyła skorzystać jedynie z dwóch zabiegów i kilku masaży.
- Odbyło się kilka sesji. Potem się okazało, że mają problem z systemem komputerowym, kiedy ten wrócił, zaczęły się oficjalne zapisy. Ale one były bardzo racjonowane. Jak podpisałam umowę w maju, to jesienią było widać, że wszystko niknie w oczach – mówi pani Zofia.
Skargi klientów oraz ostrzeżenia w mediach sprawiły, że klinika medycyny naturalnej została zamknięta. Jednak właściciele spółki nie zaprzestali działalności. Jeszcze w tym samym roku i w kolejnych latach otwierali nowe centra medyczne. Jedno z nich miało oddziały w kilku większych miastach w Polsce.
Spółki działały według wcześniej stosowanej metody: zaproszenie na bezpłatne badania, oferta abonamentu medycznego, natychmiastowa wpłata przez klienta, podpisanie umowy.
- Zostaliśmy w żywy sposób naciągnięci. Telefon był, że jest spotkanie, że przychodnia lekarska… Mieliśmy obiecanki cacanki, a okazało się, że to wszystko głupiemu radość. Wyciągnęli kupę pieniędzy, bo 17 tys. zł. Miała być opieka lekarska, mieli mieć lekarzy najwyższej jakości, obiecywali, że przychodzą masażyści i inni specjaliści, nawet do domu. Mieli robić zabiegi, leczyć. Okazało się, że to jest stek bzdur – mówi Tadeusz Boruciński.
Na centrum medyczne, z którego państwo Borucińscy nie mogli korzystać, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nałożył w wrześniu 2019 roku karę 1,1 mln złotych za stosowanie nieuczciwych praktyk rynkowych. Właściciel ukaranej firmy równolegle prowadził centrum rehabilitacji w Warszawie. Klientów oszukiwano już podczas zapraszania do siedziby firmy, mówiąc, że to przychodnia, a badania są przeprowadzane w ramach refundacji.
370 poszkodowanych
Pierwsze doniesienia do prokuratury dotyczące działalność firm prowadzonych przez obu biznesmenów wpływały już 3 lata temu. Na koniec 2019 roku postępowanie w sprawie oszustwa dotyczyło ponad 370 poszkodowanych.
- Śledztwo prowadzone jest w kierunku doprowadzenia osób pokrzywdzonych do niekorzystnego rozporządzania mieniem w związku z zawarciem umów na pakiety medyczne bądź w związku z zakupem produktów, które miały mieć właściwości lecznicze. W tym wypadku nie mamy do czynienia z typowym, prymitywnym oszustwem. Przedstawiciele tych spółek, tworząc legalnie działające podmioty stworzyli pozory legalności działania. Pokrzywdzeni nie zawsze mogli skorzystać z oferowanych usług – mówi Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Z 88-letnią panią Joanną pojechaliśmy do kolejnej siedziby centrum rehabilitacyjnego. Seniorka chce rozwiązać mowę i oddać materac do fizjoterapii. Dotychczas spółka nie chciała rozwiązać umowy tylko zamienić ja na abonament medyczny.
Staraliśmy się porozmawiać zarówno z prezesem centrum rehabilitacyjnego jak i jego byłym wspólnikiem, który oprócz biura podróży prowadzi także centrum medyczne. Prezesów nie zastaliśmy w siedzibach spółek, którymi kierują. Ale okazało się, że obaj zatrudniają tego samego dyrektora sprzedaży.
Oświadczenie
W imieniu obu prezesów skontaktowała się z nami ta sama kancelaria prawna. Prezesi odmówili przedstawienia swoich stanowisk przed kamerą. W pisemnym oświadczeniu prezesa centrum rehabilitacyjnego czytamy: ”W związku z poruszeniem przez Panią tematu rzekomego braku możliwości odstąpienia od umowy klientów, którzy posiadali zapewniony pakiet rehabilitacji domowej informuję Panią, iż wszystkie sprawy związane z odstąpieniami klientów realizuje nasza Kancelaria.”
Jak w praktyce kancelaria realizuje odstąpienie od umowy mogliśmy się przekonać towarzysząc 88-letniej Pani Joannie. Kancelaria przez pół roku prowadziła korespondencję z kobietą, by wreszcie po naszej interwencji zaproponować porozumienie.
Aby zapoznać się z dokumentami 88-latka musiała osobiście stawić się w kancelarii i czekać 1,5 godziny na przyjęcie mimo przybycia zgodnie z wyznaczona godziną spotkania.
Kobieta nie odzyskała 10 tysięcy złotych, które zapłaciła gotówką podczas zawarcia umowy. W porozumieniu zapisano, że centrum rehabilitacyjne jest dłużnikiem pani Joanny, a pieniądze zostaną jej zwrócone do końca lutego 2020 roku.
- Ciągle nie wierzę. Ale nie ma pieniędzy – mówiła pani Joanna wychodząc z kancelarii.
„Jak stać się milionerem?”
Dłużnikiem w stosunku do wielu osób jest też firma drugiego z prezesów. Jednym z nich jest 88-letni pan Janusz, który jeszcze w 2016 roku podczas prezentacji produktów ze srebrem wykupił abonament medyczny. Mimo prawomocnego wyroku i działania komornika, mężczyźnie nie udało się odzyskać 4 tysięcy złotych.
- Firma nie zwróciła pieniędzy. [Komornik – red.] powiedział wprost, że konto jest puste. Takie firmy w ogóle nie są zainteresowane usługami, chcą wyrywać od ludzi pieniądze – mówi Janusz Spólny.
- W sprawie pana Janusza wykonano szereg czynności, które niestety nie doprowadziły do odzyskania pieniędzy dla wierzyciela. Z drugiej strony przekazano nam informacje, że wobec dłużnej spółki toczyło się już kilkanaście postępowań egzekucyjnych. Wierzycielami był zakład ubezpieczeń społecznych, urząd skarbowy… - wylicza Krzysztof Pietrzyk, komornik, rzecznik Izby Komorniczej w Warszawie.
Prezesa firmy, która jest dłużnikiem pana Janusza, spotykamy na ulicach Warszawy w samochodzie za około milion złotych. W mediach społecznościowych wynika, że wiosną 2018 roku był w Singapurze i na Hawajach. Jest też autorem książki poradnika, jak stać się milionerem.
Wśród rad jak w dwa lata mieć milion na koncie znajdziemy między innymi takie spostrzeżenia: „ Pierwszy milion czy dwa bardzo trudno zdobyć, ale później pieniądze zaczynają się bronić same. Potrzebują jedynie genialnego dowódcy. Pod twoimi rozkazami armia prawników, pracowników i specjalistów w przeróżnych dziedzinach będzie w stanie ochronić cię nawet przed największym tornadem.”
Przedsiębiorca nie odpowiedział wyczerpująco na przesłane mu mailem pytania. W oświadczeniu odniósł się jedynie do firm mieszczących się na warszawskiej Pradze i poinformował, że i tu pisownia oryginalna: „(…)Prowadząc te spółki popełnił Dyrektor Zarządzający wiele błędów. Liczba osób, które mogły być niezadowolonych była na poziomie 3% całości klientów, którzy korzystali z usług firmy. To jest bardzo mały procent.(…)”