Wracała z wieczornej zmiany, uderzył w nią rozpędzony seat. „Droga krajowa to nie tor wyścigowy”

Wracała z wieczornej zmiany, uderzył w nią rozpędzony seat
Wracała z wieczornej zmiany, uderzył w nią rozpędzony seat
50-letnia pani Jadwiga wracała z pracy do domu, kiedy w jej auto czołowo uderzył rozpędzony seat. Czy jego kierowca tuż przed zderzeniem uczestniczył w nielegalnym wyścigu?

Był 1 listopada, 50-letnia pani Jadwiga wraca z wieczornej zmiany w fabryce, kiedy według świadków, pada ofiarą nielegalnych wyścigów. Jej samochód czołowo zderzył się z rozpędzonym seatem. Kobieta w ciężkim stanie trafia do szpitala.

- To był horror. Dzień, który zapamiętam do końca życia, bo tego nie da się zapomnieć – wspomina Monika, córka poszkodowanej w wypadku.

- Pierwsze dni to był wielki znak zapytania, czy mama z tego wyjdzie – przyznaje Vanessa, druga córka ofiary wypadku.

Na drodze krajowej odbywał się nielegalny wyścig?

Pan Zdzisław, feralnego wieczoru jechał po tej samej drodze, co pani Jadwiga.

- Jechałem z żoną, było już po 12 w nocy, a oni jechali całą drogą, samochód w samochód, na zderzak. Żona mówi: „Jak oni jadą. Za chwilę pewnie coś się stanie” – przytacza mężczyzna.

Mężczyzna, parę minut przed wypadkiem minął kierowcę seata, który z ogromną prędkością wyprzedzał sześć innych samochodów.

- Według mnie oni się ścigali – podkreśla pan Zdzisław.

- Jak podjechaliśmy to włączone były już światła awaryjne. Na środku drogi leżały silniki, gdzieś stał biały samochód, daleko na skarpie kolejny. To byli bardzo młodzi kierowcy. Później, jak zacząłem robić zdjęcia, to do mnie skakali. Skalali do bicia. Agresywnie – opowiada mężczyzna.

Seatem kierował 19-latek. Z wypadku wyszedł z niewielkimi obrażeniami.

- Odmawiamy komentarza – usłyszał reporter Uwagi!, kiedy pojechał do domu, w którym 19-latek mieszka z rodzicami.

Nielegalne wyścigi w polskich miastach

Fani nielegalnych wyścigów są zmorą polskich miast. Ich popisy doprowadziły do wielu drogowych tragedii. Ostatnio głośno było o wypadkach w Krakowie, Jeleniej Górze, Łodzi czy Warszawie.

Matka ofiary wypadku na Trasie Łazienkowskiej: Łukasz Ż. zasługuje na najwyższą karę. Może uratuje to innych
Matka ofiary wypadku na Trasie Łazienkowskiej: Łukasz Ż. zasługuje na najwyższą karę. Może uratuje to innych
- Jedzie taki pirat i nic sobie nie robi z życia drugiego człowieka. Niszczy komuś rodzinę, zabiera ojca dzieciom. Życie zamienia w koszmar, powoduje rozpacz i ból – mówi matka 37-latka, który w połowie września zginął na Trasie Łazienkowskiej. Łukasz Ż., podejrzewany o spowiadanie wypadku, w czwartek ma być przewieziony z Niemiec do Polski.

Z piratami drogowymi w stolicy walczą aktywiści Stowarzyszenia „Miasto jest Nasze”. W październiku złożyli zawiadomienie do prokuratury na organizatorów nocnych rajdów.

- Potrafią zamknąć trasę ekspresową i na jej środku robić bączki – mówi Filip Pietrzak ze Stowarzyszenia „Miasto jest nasze”.

- W Warszawie jest siedem patroli drogówki na 18 dzielnic – zwraca uwagę Filip Pietrzak.

Ku naszemu zaskoczeniu uczestników nielegalnych wyścigów odnaleźliśmy na legalnej imprezie charytatywnej.

- Najszybciej jechałem 362 km/h. Na „niemieckiej autostradzie”. Z Warszawy do Radomia. Do Radomia jechałem 23 minuty. W Warszawie kiedyś się wygłupiłem i przypierdzieliłem, kiedyś tam, 270 na Jerozolimskich. Wiem, że może się to echem odbić – mówił jeden z kierowców nieświadomy, że rozmawia z dziennikarzem.

O sprawę zapytaliśmy organizatora imprezy.

- Zapraszając taką grupę i pokazując im „słuchajcie, tutaj możemy pojechać szybciej, tutaj możemy się dobrze bawić, przy okazji możemy zrobić coś dobrego”, nie patrzyłem na zasadzie: „Jak ich wybielić”. Nie mam z nimi żadnego związku – usłyszeliśmy.

Zloty Warsaw Night Racing

Nielegalne nocne rajdy po Warszawie organizuje grupa Warsaw Night Racing, która w każdą sobotę zaprasza kierowców na swoje zloty. Nasz reporter wybrał się na jeden z nich.

Po godzinie 22 pasjonaci szybkich wozów wyjechali z podziemnego parkingu. Komunikacyjnie, wtajemniczeni przenieśli się na tajny kanał na portalu Telegram, gdzie pojawiały się informacje o kolejnych miejscówkach i nocnych wyścigach.

- Zostały w ciągu godziny podane trzy lokalizacje. Na trzech różnych krańcach Warszawy. Nie da rady dojechać na czas, nie gnając na złamanie karku, nie łamiąc przepisów ruchu drogowego – zwraca uwagę Bartosz Józefiak, reporter Uwagi!

Po kilku godzinach śledzenia wyczynów warszawskiej grupy zostaliśmy zdemaskowani i wyrzuceni z tajnego kanału na Telegramie.

Tymczasem córki pani Jadwigi muszą mierzyć się z konsekwencjami szaleńczej jazdy młodych kierowców.

- To kobieta, której zawsze wszędzie było pełno. Na ten moment życie zostało jej odebrane. Nawet nie wyobrażam sobie, jaki ona przeżywa ból, bo leżeć z prętami w miednicy czy kolanie jest ciężko – mówią córki pani Jadwigi.

- To nie był tor wyścigowy tylko droga krajowa. Chciałabym, żeby te osoby poniosły konsekwencje. Żeby była sprawiedliwość - mówi Monika.

podziel się:

Pozostałe wiadomości