Winna śmierci Kuliga?

Kary dwóch lat pozbawienia wolności, w zawieszeniu na trzy lata, oraz grzywny w wysokości 3 tys. zł. żąda prokurator dla dróżniczki, która doprowadziła do wypadku, w którym zginął kierowca rajdowy Janusz Kulig.

Do wypadku doszło 13 lutego br. Janusz Kulig, rajdowy mistrz Polski, wicemistrz Europy jechał fiatem Stilo. Kiedy znalazł się na strzeżonym przejeździe kolejowym w Rzezawie, nadjechał pociąg. Doszło do tragedii – pędzący pojazd zmiażdżył auto. Prokuratura oskarża Michalinę K., dróżniczkę z Rzezawy o nieopuszczenie rogatek, a tym samym spowodowanie wypadku. Zdaniem prokuratury Michalina K. nie dopełniła ciążących na niej obowiązków w zakresie bezpieczeństwa przejazdu i nadzorowania ruchu pociągów. Jako okoliczności obciążające wymieniła rozmiar i nieodwracalność szkód oraz rodzaj naruszenia obowiązków służbowych przez dróżniczkę. Za najważniejszą okoliczność łagodzącą – obok braku konfliktów z prawem i okazanej skruchy – uznała przebaczenie udzielone kobiecie przez ojca ofiary. Koledzy dróżniczki zgodnie oceniają ją jako bardzo dobrego, solidnego pracownika. Nie wierzą, by mogła zasnąć na dyżurze. Uważają, że wszystkiemu są winne mankamenty w sposobie komunikacji między dyspozytorami a dróżnikami. – Z tego, co wiem, to nie był wpisany ten pospieszny i ona była pewna, że jedzie osobowy – mówi jeden z dróżników. – Między przejazdem przez stację pospiesznego i osobowego jest duża różnica w czasie: pospieszny jedzie 2 – 3 minuty, osobowy – 7 minut i zatrzymuje się na peronie. Wiele razy zdarzało się, że nie dostawaliśmy informacji o podobnych zmianach. Dyżurni i dróżnicy komunikują się ze sobą telefonicznie. Już wcześniej mogło dojść do podobnej tragedii. W huku przejeżdżającego pociągu dróżnik może nie słyszeć dzwonka telefonu.

podziel się:

Pozostałe wiadomości