Więźniowie własnego domu

Starsze rodzeństwo przekazało dalekiemu krewnemu swój dom. W zamian mężczyzna miał się nimi zaopiekować. Dziś są jednak więźniami we własnym domu, nikt nie może ich odwiedzać, często są niedożywieni.

Dom należał do dwojga staruszków, 77-letniego Tomasza Kałka i 85-letniej Teresy Podeszwy. 15 lat temu cały dorobek swojego życia rodzeństwo przekazało dalekiemu krewnemu. W zamian liczyli na opiekę. - Ten człowiek kiedyś wujkowi pomagał. Dlatego mu zaufał. Gdy dom został na niego przepisany, pokazał swoje drugie oblicze – mówi Zofia Czerniejewicz, siostrzenica. Staruszkowie zajmują piętro domu. Mężczyzna parter. Do rodzeństwa można dostać się wspólnym wejściem. Drzwi są jednak zamknięte, a właściciel parteru nie zgadza się na wizyty. - Mnie nie wolno wpuścić ludzi do czyjegoś mieszkania. Jak pani się umówiła z nimi, to powinni wyjść i otworzyć drzwi. My w umowie nie mamy wpisane, żeby otwierać drzwi do mieszkania pana Kałka. Pani nie wejdzie, bo się nie zgadzam. Dół jest mój – oświadczył mężczyzna. Do mieszkania na piętrze nie mogą wejść także pracownice opieki społecznej, które zajmują się schorowanym rodzeństwem. - Ci ludzie są w bardzo kiepskim stanie. Pan Kałek nie może chodzić. Jest po operacji. Pani Teresa ma ranę na plecach. Każdego dnia trzeba jej zmieniać opatrunek. Przemywać wodą utlenioną, bo rana krwawi. W piątek weszłam do nich z policją, a wczoraj mnie nie wpuścił – mówi Katarzyna Dróżdżyńska, opiekunka staruszków. Zofia Czerniejewicz, siostrzenica, nie może odwiedzić wuja i ciotki już od roku. - Nie wpuszcza mnie. Jak wujek mógł, to schodził i otwierał drzwi. Ale teraz nie ma siły – mówi kobieta. Ośrodek Pomocy Społecznej nie radząc sobie z zaistniałą sytuacją, sprawę skierował do prokuratury. - Nie jesteśmy w stanie dogadać się. Musimy przyjąć jakieś procedury. Jak długo z pomocą policji można jeździć i dostarczać żywność? Za chwilę pojedziemy ze strażą pożarną i po drabinie będziemy chleb dostarczać. Ludzie w ich wieku potrzebują opieki, posiłków, pielęgnacji. Wysłaliśmy pismo do prokuratury w związku z zagrożeniem zdrowia i życia – wyjaśnia Anna Krawczyk, pracownik socjalny. Czy prokuratura pomoże? - Zadzwonił do mnie pracownik opieki społecznej, by otrzymać doraźną pomoc w dotarciu do tych państwa. Najszybszy doraźny środek, to skierowanie sprawy do sądu cywilnego. My możemy zapewnić asystę policji, aby było można tam wejść do domu – twierdzi Małgorzata Dotka z Prokuratury Rejonowej w Grodzisku Wielkopolskim. Rodzeństwu trudno uwierzyć w to, że ktoś, komu okazali serce, tak źle ich traktuje. - Jak tak można ludzi maltretować. Żeby człowiekowi za tę darowiznę życie odebrali, morzyli głodem. – płacze pan Bolesław. Zobacz także:Golenie głów to nie wszystko!Kiedy będzie lepiej w ośrodkach Jacka Paca?Kosztowne ubóstwo i głódNieudana starość w prywatnych domach opieki

podziel się:

Pozostałe wiadomości