”Wielki dawca” - najnowsze holenderskie reality show zszokowało mieszkańców tego kraju i całego świata. Główna bohaterka, śmiertelnie chora Lisa, musiała dokonać wyboru: komu przekaże swoją nerkę, gdy umrze? Kandydatów było troje: Claire, Vincent i Charlotte. Widzowie za pomocą sms-ów mieli pomóc Lisie w podjęciu decyzji. - Holendrzy stwierdzili, że to nieetyczne, niemoralne, by kogoś uśmiercać, by komuś innemu pomóc. A ich trudno jest zaszokować – mówi Beata Senkowska, dziennikarka i autorka książki „ABC Holandii”. Czy wzięli udział w tej kontrowersyjnej grze o ludzki organ, o ludzkie życie? Czy chcieli wysyłać sms-y? Odpowiedzi szukaliśmy na ulicach Amsterdamu , na sześć godzin przed finałem programu. - Moim zdaniem to niedorzeczne! Troje ludzi bierze udział w programie, a na nerkę czeka 5 tysięcy, więc w jaki sposób dokonano wyboru uczestników? – mówił jeden z zapytanych. - To istne szaleństwo, kompletnie chory pomysł! Coś jak pierwszy krok do piekła – odpowiadał inny. Holenderskie reality show przykuło uwagę mediów z całego świata. Dziennikarze pisali: ”Bulwersujące reality show”, ”Potwornie sadystyczny program”, ”Telewizyjna gra o nerkę”. Dla wielu pomysł ten przekroczył granice wyobraźni i dobrego smaku. Emisja programu ściągnęła do Amsterdamu przedstawicieli mediów z całego świata. Wszyscy chcieli na żywo obejrzeć i skomentować to wydarzenie. Dla trojga chorych czekających na przeszczep nerki właśnie rozpoczynała się gra o życie. W studiu i pokoju dla dziennikarzy wiszą zdjęcia nieżyjącego Barta de Graffa, jednego z twórców telewizji BNN, która emituje reality show. 11 lat czekał na nerkę. Nie dożył przeszczepu. Jego życie i jego dramatyczne zmagania z chorobą miały być inspiracją do zrealizowania programu. Napięcie stopniowo rosło. Widzowie głosowali na swoich faworytów. Lisa, która miała być dawcą, była coraz bliżej podjęcia ostatecznej decyzji. W ostatnim momencie okazało się, że Lisa jest aktorką. Prawdziwi są jedynie pacjenci, którzy ciągle czekają na przeszczep. Twórcy programu chcą, żeby potrzebujący organów nie czekali na nie w nieskończoność. - Nabraliśmy was, ale nie był to żart. To było śmiertelnie poważne. Lisa oczekujących na organy rośnie bardzo szybko. Każdego roku z powodu braku dawców umiera ponad 200 osób. To jest wielki problem, ale może być rozwiązany, powiem więcej - musi być rozwiązany – tak tłumaczyli twórcy programu. Spytaliśmy Ester-Claire jak się czuje po wzięciu udziału w programie. - Dziękuję, wszystko w porządku. Myślę, że biorę udział w czymś ważnym, nie tylko dla mnie, ale również dla innych chorych czekających na przeszczep. Czuję, że czuwa nad nami duch Barta de Graffa, jednego z założycieli BNN. Czuję, że jest tu. Może za mną. Może nade mną, ale jest tu na pewno. Holendrzy pokazali nowy sposób prowadzenia kampanii społecznej. Politycy i organizacje, które wcześniej sprzeciwiały się emisji tego programu, zaczęły wychwalać jego twórców. Program już przyniósł wymierne rezultaty. Dwa dni po jego emisji aż 30 tysięcy osób zdecydowało się zostać dawcami. Czy taka kampania społeczna mogłaby się odbyć również w Polsce? Pan Maciej jest już po przeszczepie nerki. Na organ czekał pół roku. Ciągle nie może się otrząsnąć po tym, co pokazali Holendrzy. - Przeraziłem się. Do czego doszło? Czym będziemy za chwilę handlować? Nogami, dziećmi, kto ma dostać adopcje i podobnymi rzeczami? – mówi Maciej Szutkowski. – Zaczynamy się zbliżać do granic absurdu. Rozumiem natomiast intencje, żeby zaszokować, tylko pytanie, czy szokowanie jest tą właściwą drogą.