Pod koniec lutego tego roku w kilku hotelach, znajdujących się w ofercie jednego z Polaków mieszkających na Zanzibarze, zastrajkowali tanzańscy pracownicy, a polscy menadżerowie nie pojawili się w pracy.
- Z tego, co wiemy, to właściciel nie płaci tutejszym ludziom już od dwóch miesięcy – mówiła w rozmowie z reporterką Uwagi! pani Magdalena.
- Nie wiemy, jak wrócimy. To obcy kraj, to jest Afryka. Po prostu się boimy – dodała kobieta.
Goście, którzy relacjonowali nam sytuację 22 lutego, poczuli się pozostawieni sami sobie.
- Nie ma teraz u nas nikogo z obsługi, kto mówi w języku polskim, bo ci ludzie częściowo zostali zwolnieni, a częściowo sami złożyli wypowiedzenia. Nie ma z nikim kontaktu. Nie odpisują też na wiadomości – relacjonowała pani Magdalena. Razem z kobietą na Zanzibar przyjechały trzy dorosłe osoby, dwójka dzieci, w wieku 9 lat i jedno 11-miesięczne.
- Ale tu jest mnóstwo dzieci i te dzieci się po prostu boją – podkreślała pani Magdalena.
Inny nasz rozmówca, pan Artur, już wcześniej był na Zanzibarze.
- W czerwcu brałem tutaj ślub w jednym z hoteli. Naprawdę było super, świetnie. Dlatego wróciłem. I większość ludzi jest tutaj po raz kolejny. Właściciel cały czas, nie wiem, czy to pisze właściciel, czy nie, ale pisze na swoich grupach, że wszystko będzie dobrze. Że źle się potoczyło, ale ma inwestora. Oby tak było – mówił mężczyzna, kiedy rozmawialiśmy z nim 22 lutego.
Wakacje bez restrykcji
Spełnienie marzeń o rajskich wakacjach na Zanzibarze stało się bardziej dostępne dla Polaków podczas pandemii. Gdy większość państw wprowadziła obostrzenia dla turystów, na tej wsypie nie wymagano szczepień na COVID-19, zaś w sieci pojawiły się atrakcyjne cenowo oferty Wojciecha Ż.
Mężczyzna zachwalał wypoczynek na afrykańskiej wyspie m.in. na facebookowym profilu „Życie na Zanzibarze”. Wojciech Ż. informował, że mieszka w Tanzanii od 5 lat. Zapraszał do kameralnych hoteli, najpierw do kilku, a potem do kilkunastu. Firmy powiązane z mężczyzną pośredniczyły między innymi w zakupie biletów lotniczych na Zanzibar oraz oferowały zakup apartamentów na tej wyspie.
W hotelach oferowanych przez Wojciecha Ż. bywali też artyści i sportowcy. Fundacja założona przez mężczyznę organizowała koncerty charytatywne na rzecz tanzańskich mieszkańców wyspy.
Zaufanie
Pani Anna wybierała się na Zanzibar razem mężem i synami w marcu tego roku.
- Wcześniej czytałam o Zanzibarze i o Wojtku na Zanzibarze. Zbudował bardzo dużą rzeszę fanów. I to, jak przedstawiali to w mediach społecznościowych, też budowało zaufanie – tłumaczy Anna Ronowska.
- Pokazywał się jak chodzi po plaży, oprowadzał po hotelach, przedstawiał załogę. Dawało to poczucie, że to są żywi ludzie, którzy istnieją i funkcjonują. Wszystko wydawało się być piękne. Stwierdziłam OK, dlaczego my nie możemy polecieć – dodaje kobieta.
O tym, że wyjazd jest odwołany pani Anna dowiedziała się, podobnie jak setki innych osób, z wpisu w mediach społecznościowych.
- Mój starszy syn, jak dowiedział się, że nie lecimy, to zamknął się w łazience i płakał przez 40 minut, krzycząc. Wcześniej opowiadał w przedszkolu, że tam będzie, że będzie na safari. Mieliśmy zaplanowany praktycznie każdy dzień. Niestety, post na Facebooku zburzył wszystko - ubolewa Ronowska.
Specjalna waluta
Dwutygodniowe wakacje na Zanzibarze dla czteroosobowej rodziny kosztowały w hotelach Wojciecha Ż. około 15 tysięcy złotych. Cena, niższa niż w biurze podróży, wiązała się jednak z ryzykiem, bo turyści nie podpisywali żadnych umów, lecz kupowali walutę, wymyśloną specjalnie na potrzeby działalności sieci hoteli, zarządzanej przez Polaka.
- Powiedział, że są promocje, ale one się skończą. Promocje jednak się nie kończyły, tylko się rozrastały – opowiada pani Anna.
- Cena była atrakcyjna, wszyscy kupili wycieczkę w atrakcyjnej cenie, dlatego, że promocji było strasznie dużo. Nawet tydzień, czy dwa temu była jeszcze promocja, mimo że właściciel wiedział, że ma problemy. Po robił promocję? Chyba tylko po to, żeby zgarnąć pieniądze, żeby było ich jak najwięcej – uważa pani Magdalena.
- Oni mają tak napisane umowy, że będzie nam ciężko dojść do zwrotu tych pieniędzy w gotówce – mówi pani Anna i przyznaje, że tak naprawdę kupiła walutę ważną w ośrodkach na Zanzibarze. – Walutę, która obecnie jest bez wartości.
Żadna z firm, które organizowały wyjazdy na Zanzibar i które polecał Wojciech Ż., nie była przedsiębiorstwem turystycznym w rozumieniu polskich przepisów. Spółki nie były wpisane do rejestru organizatorów turystyki i innych przedsiębiorców turystycznych. Nie miały więc żadnych zabezpieczeń finansowych, wymaganych przez polskie przepisy. Po tym, jak mężczyzna poinformował o zawieszeniu działalności, wielu turystów bało się, że nie będą mieć lotów powrotnych do Polski.
- Wszyscy od razu spakowaliśmy się w walizki. Spaliśmy praktycznie na paszportach. Dochodziły nas słuchy, że w innych hotelach były jakieś rozróby – opowiada jedna z turystek, którą spotkaliśmy na lotnisku w Polsce.
Koniec końców, ostatni polscy turyści, przebywający w sieci hoteli oferowanych przez Wojciecha Ż., bez problemów wrócili z Zanzibaru na początku marca.
Powrócił też pan Artur, który kontaktował się z nami jeszcze z Zanzibaru.
- Czujemy się oszukani, bo byliśmy tam wcześniej. Wszystkim to polecałem, wziąłem tam nawet teraz dużo znajomych. A byli z nami też ludzie, którzy byli tam 3-5. raz i przeżyli teraz szok – opowiada mężczyzna.
Co na to Wojciech Ż.?
Wielokrotnie próbowaliśmy porozmawiać z Wojciechem Ż., ale nie odbierał telefonu i nie odpisywał na maile. Usunięto również naszą prośbę o kontakt, umieszczoną na grupie społecznościowej pod informacją, że jest jej aktywnym użytkownikiem. Nie można było również dodzwonić się do biura.
Niektórzy poszkodowani klienci zgłaszają zawiadomienia o popełnionym na ich szkodę oszustwie. Prokurator okręgowy w Gdańsku podjął decyzję o prowadzeniu jednego postępowania, w którym wszystkie osoby są poszkodowane w tej sprawie. Trudno na razie określić skalę, ale w mediach społecznościowych jedna z grup niezadowolonych turystów liczy 4 tysiące członków, a kolejna 2,5 tysiąca.
Okazuje się, że Wojciech Ż. już wcześniej miał problemy z prawem. W 2019 Sąd Okręgowy w Gdańsku skazał mężczyznę na karę pozbawienia wolności za oszustwa gospodarcze. Zanim ogłoszono prawomocny już wyrok, Wojciech Ż. od dwóch lat działał na Zanzibarze. Wykonanie kary pozbawienia wolności odroczono na wniosek skazanego do maja tego roku.
- W czasie, kiedy orzekał sąd apelacyjny, skazany prowadził sieć hoteli za granicą. Hotele generowały określony zysk. I to też miało znaczenie w świetle regulowania przez skazanego zobowiązań wynikających ze wskazanych przestępstw. I to właśnie zdecydowało o takim, a nie innym rozstrzygnięciu – tłumaczy Roman Kowalkowski, sędzia Sądu Apelacyjnego w Gdańsku.
Wojciech Ż. wniósł do Sądu Najwyższego o kasację od skazującego go wyroku. Jednak, jako skazany, nie może prowadzić działalności gospodarczej w Polsce. Dlatego w dokumentach spółek, które zajmowały się organizowaniem wyjazdów na Zanzibar, znajdują się między innymi brat Wojciecha oraz jego przyjaciele. Choć spółki są zarejestrowane w Gdańsku, żaden z prezesów nie odbierał telefonu.
- Wojtek zawsze tłumaczył, że naprawia wszystko na miejscu. Zawsze jest, jak coś złego się dzieje. W tej chwili uciekł jak tchórz – ocenia pan Artur.
- Są różne komentarze, na przykład, że to jest piramida finansowa. Wziął pieniądze i ulotnił się, choć zapowiada, że w czerwcu to otworzy. Podejrzewamy jednak, że tak się nie stanie – dodaje pani Magdalena.
W postępowaniu Prokuratury Okręgowej w Gdańsku oprócz doniesień turystów, znalazło się również zawiadomienie ministra sportu i turystyki dotyczące prowadzenia przez firmy powiązane z Wojciechem Ż. działalności turystycznej bez wymaganego prawem wpisu, a później wbrew zakazowi.
Działalność hoteli na Zanzibarze oferowanych przez Wojciecha Ż. ma, jak zapowiada mężczyzna, zostać wznowiona od 4 czerwca. Linie lotnicze, które dotychczas współpracowały z tą siecią hoteli, poinformowały, że nie mają zaplanowanych żadnych lotów na Zanzibar z tą firmą.