Uwolnieni z rąk terrorystów

– Szkoda byłoby umierać, myślałam sobie, ale bardziej zastanawiałam się nad tym, czy odcinanie głowy boli. Nie chciałam, żeby bolało – opowiada Teresa Borcz, Polka uratowana z rąk porywaczy w Iraku.

Kiedy pod jej dom przyszli terroryści, była w ogrodzie. Nie domyślała się, kim są mężczyźni. Była pewna, że to sąsiedzi, proszący o pomoc. Wszyscy znali ją jako bardzo uczynną osobę. – Wyszłam poza bramę, bo nie wypada przecież rozmawiać przez drzwi – relacjonuje porwana Polka. – Wtedy mnie złapali, wsadzili do samochodu i gdzieś zawieźli. Po odgłosach rozpoznałam, że nadal przebywam w Bagdadzie. Początkowo porywacze traktowali Teresę jak wroga, będącego na usługach Amerykanów. Chcieli ją zastraszyć demonstrując, w jaki sposób obcina się głowę. Pokazywali jej również film przedstawiający makabryczne sceny. – Powiedziałam im, że nie będę płakać. Przedstawianie śmierci jako czegoś złego jest przecież, według ich religii, grzechem – opowiada Borcz. Po tej rozmowie porywacze zmienili swoje zachowanie wobec Polki. Teresa Borcz zaimponowała terrorystom wiedzą na temat ich kraju i religii. Starali się być dla niej uprzejmi: dzielili się jedzeniem, grzali wodę do mycia. – Chciałabym jak najszybciej wrócić do Iraku – zwierza się porwana Polka. – Tam są moi znajomi, przyjaciele. A przyjaźnie zawierane w Iraku są o wiele silniejsze od tych w Polsce. Czekają tam na mnie sprawdzeni przyjaciele, mój dom, a w nim psy i koty. Tęsknię za nimi. O swoich przeżyciach w niewoli opowiada też inny porwany Polak – Jerzy Kos. Był on jednak gorzej traktowany od swojej rodaczki. Przetrzymywany był razem z czterema Włochami. – Byliśmy skuci łańcuchami, nie wolno nam było rozmawiać – mówi Kos. – Warunki były ciężkie. Nie było wody, prądu. Obydwoje skarżą się jednak na polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Rodziny dowiedziały się o ich uwolnieniu dopiero z telewizji i gazet.

podziel się:

Pozostałe wiadomości