Urzędniczy absurd

Mężczyzna za wieloletnie znęcanie się nad rodziną trafił do więzienia. Po opuszczeniu zakładu karnego, decyzją sądu, miał zamieszkać w noclegowni. Wrócił jednak do domu, w którym mieszka jego żona. Chociaż sam został wcześniej wymeldowany i eksmitowany z mieszkania żony, zameldował w nim swoją drugą żonę i innych lokatorów. Urzędnicy, którzy do tego dopuścili, teraz rozkładają ręce.

Pani Celestyna wyszła za mąż 36 lat temu. Krótko po ślubie zaczęły się problemy. Mąż pił i znęcał się nad żoną. W domu wielokrotnie interweniowała policja. Medard R. po wizytach funkcjonariuszy stawał się jeszcze bardziej agresywny. Celestyna Kisielewicz bała się męża. Często w środku nocy uciekała z domu. Wielokrotnie pomagała jej koleżanka mieszkająca w bloku obok. Wreszcie do sądu trafiła sprawa o rozwód i znęcanie. W ciągu kilkunastu lat zapadło około 20 wyroków skazujących, większość w zawieszeniu. Dopiero dwa lata temu Medard R. za znęcanie się nad żoną trafił na półtora roku do więzienia. Po ośmiu latach procesu zapadł też wyrok rozwodowy z winy męża. Wyrokiem sądu Medard R. został wymeldowany i wyeksmitowany ze wspólnego mieszkania . Po wyjściu z więzienia mężczyzna miał się zgłosić do jednej z lubelskich noclegowni dla bezdomnych. Sprawca przemocy nie zastosował się do wyroku sądu i zaraz po wyjściu na wolność wrócił do domu. W mieszkaniu zamieszkał ze swoją drugą żoną. Do mieszkania wprowadził też dwóch sublokatorów i cały czas grozi swojej byłej żonie. Jedną z takich gróźb Celestyna Kisielewicz zarejestrowała dzięki ukrytej kamerze. - Do noclegowni to ty pójdziesz. Na cmentarz pójdziesz. Ktoś to zrobi za mnie, żebyś tam się znalazła. Miałem propozycję. Byłabyś już dawno załatwiona. Sama kręcisz bicz sobie – mężczyzna groził pani Celestynie. Medard R. swoją byłą żonę i właścicielkę mieszkania siłą przeniósł do najmniejszego pokoju o powierzchni siedmiu metrów kwadratowych. - Mój były mąż zrobił przemeblowanie i osób i rzeczy. Przeniósł mnie tutaj wlokąc po podłodze – opowiada Celestyna Sam sprawca przemocy zajął ze swoją drugą żoną największy pokój. W dwóch mniejszych zamieszkali sublokatorzy. Dzicy lokatorzy nie dość, że bez zgody właścicielki wprowadzili się do jej mieszkania, to jeszcze swój pobyt zalegalizowali w Urzędzie Miejskim w Lublinie. Urzędnik wyraził zgodę na meldunek mimo że Celestyna Kisielewicz napisała pisemne zastrzeżenie, żeby bez jej zgody w jej mieszkaniu nikogo nie zameldowano. - W tej chwili, aby się zameldować wystarczy złożyć dokumenty, że się mieszka i na tym się kończy. Meldunek jeszcze nic nie oznacza - uważa Andrzej Szelak, dyrektor Wydziału Spraw Administracyjnych UM w Lublinie. Dla policji meldunek jest jednak ważny. - Nie możemy usunąć z mieszkania żadnej osoby, która w danym lokalu ma zameldowanie – tłumaczy Witold Laskowski, KMP W Lublinie Z powodu decyzji urzędników, policja przyjeżdżająca na interwencję nie może wyprowadzić z mieszkania dzikich lokatorów. Ich pobyt zalegalizował urząd i teraz przebywają w mieszkaniu pani Celestyny legalnie.

podziel się:

Pozostałe wiadomości