- O siódmej rano dostałam sms-a: mamo koniec ze mną przyjedź - taką dramatyczną wiadomość pani Wiesława otrzymała od swojej 25-cio letniej córki Edyty, która dzień wcześniej przeszła operacje usunięcia tarczycy. Przyczyną zaburzeń oddychania był obrzęk rany pooperacyjnej i krwiak na szyi, który zrobił się w miejscu usunięcia tarczycy. Około dziewiątej rano krwiak i opuchlizna były już tak duże, że całkowicie uniemożliwiły oddychanie. - Był to błąd w sztuce lekarskiej - mówi Bogumiła Guzewska, była pielęgniarka szpitala im. Rydygiera we Wrocławiu. - Cały personel był zszokowany, tym co się stało, że taką młodą kobietę, nie obciążoną żadnymi chorobami spotkała taka tragedia. Podobną opinię do tej jaką wyrażają pielęgniarki pracujące owego feralnego dnia w szpitalu im. Rydygiera we Wrocławiu ma również ekspert z Centrum Onkologii w Warszawie, który zapoznał się z dokumentacja medyczną Edyty. - Pacjentka się udusiła, doszło do zatrzymania akcji serca i dalsze działanie było spóźnione - wyjaśnia dr Grzegorz Luboiński z Centrum Onkologii w Warszawie. Skutkiem tego błędu było niedotlenienie, niedokrwienie i w konsekwencji odkorowanie mózgu Edyty. Zdaniem biegłych z Akademii Medycznej w Gdańsku za tragedię dziewczyny odpowiada m.in. ordynator oddziału chirurgicznego, który mimo iż znał stan Edyty, wiedział o jej wielogodzinnych zaburzeniach oddychania - to zamiast skierować ją na operację udrażniającą drogi oddechowe zalecił jej tylko konsultacje: laryngologiczną i anestezjologiczną, które nie zapobiegły tragedii Ordynator oddziału chirurgicznego gdzie doszło do nieszczęścia - mimo zarzutów biegłych i prokuratury - nie ma sobie jednak nic do zarzucenia, nie czuje się winny tragedii Edyty. - Ona się udusiła na oczach lekarzy, pielęgniarek i nikt jej ni pomógł, mogli wcześniej ja ratować, rozerwać skrzep rękami - płacze matka Edyty. - Koledzy za późno zainterweniowali, w tym przypadku takim klasycznym błędem było nie otwarcie rany żeby umożliwić oddychanie - mówi dr Grzegorz Luboiński z Centrum Onkologii w Warszawie. Pielęgniarki ze szpitala mówią otwarcie, że ordynator rzadko słuchał uwag innych kolegów, że zlekceważył stan zdrowia pacjentki, że miał dyktatorskie zapędy. Być może dyktatorskich zapędów ordynatora bał się również Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej lekarzy, który w ogóle nie zainteresował się tą sprawą mimo iż tragedia Edyty odbiła się szerokim echem w całym Wrocławiu, a prokuratura stawia podejrzanym lekarzom zarzuty. Postawą Rzecznika zdumiony jest nawet przewodniczący rady lekarskiej we Wrocławiu, który nie mogąc uwierzyć w bezczynność rzecznika osobiście skontaktował się z jego biurem. - Sprawa była tak głośna, że powinna być wszczęta, nie wiem dlaczego rzecznik odpowiedzialności zawodowej nie zrobił tego - mówi Andrzej Wojnar, przewodniczący Rady Lekarskiej Dolnośląskiej Izby Lekarskiej. Niestety przewodniczący Rady Lekarskiej nie może zmusić Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej lekarzy do zainteresowania się sprawą i ewentualnego postawienia lekarzy przed sądem lekarskim. A Rzecznik zamiast badać przypadki lekarskich błędów do czego jest powołany woli udawać, że o niczym nie wie tym samym skutecznie broniąc kolegów. - Córka jest w śpiączce mózgowej - mówi matka. - Ordynator powiedział, że córka będzie roślinką, jak się będzie podlewać, to będzie rosła jak nie, to nie... Prawdopodobnie Edyta nigdy nie przytuli swoich dzieci, które od dwóch lat czekają na wybudzenie się mamy ze śpiączki.