Toksyczna ciecz wycieka od sześciu lat. Nie wiadomo, skąd się bierze, pewne jest, że zawiera dużą ilość szkodliwych dla ludzi pierwiastków. Mieszkańcy okolicznych bloków czują się zagrożeni. Życie utrudnia także unoszący się w powietrzu smród. Ciecz badały już straż pożarna, sanepid i Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Wałbrzychu, zajął się nią też powołany przez starostę Zespół Reagowania Kryzysowego. Mieszkańcy boją się zatrucia. Urząd miasta uspokaja, że nie ma żadnego zagrożenia dla ich zdrowia i życia - plakaty z komunikatami o takiej treści pojawiły się na ulicach miasta. Jednak eksperci uważają, że substancje zawarte w cieczy są niebezpieczne dla ludzi. - Woda zawiera 50 miligramów cyjanków w jednym decymetrze sześciennym - mówi dr Jan Tarkowski, kierownik Laboratorium Analiz Biogeochemicznych w Akademii Górniczo – Hutniczej w Krakowie. - To ilość, która nie jest spotykana nawet w ściekach zakładów galwanizerskich. Nie wiadomo, skąd bierze się trująca ciecz. W pobliżu jest koksownia, fabryka siarki i amoniaku, wysypisko oraz nieczynna kopalnia, do której podobno kilkadziesiąt lat temu, przy likwidacji wrzucono setki starych opon, są też stare szyby pokopalniane. - W tym przypadku na pewno dojdzie tam do katastrofy ekologicznej - mówi Andrzej Makowski, dyrektor Ośrodka Badań i Kontroli Środowiska w Katowicach. Jedyne, co do tej pory zrobiono, to zagrodzenie studzienek, gdzie wybija woda. Prezydent Wałbrzycha nie miał czasu na spotkanie z reporterem UWAGI! Urzędniczka magistratu powiedziała, że nie ma potrzeby badań mieszkańców okolicy, bo wyniki badań, jakie urząd miasta posiada nie wykazują żadnego przekroczenia norm. - Na pewno trzeba zbadać tę populację i ocenić, czy ci ludzie mogą tam przebywać - ocenia jednak dr Piotr Hydzik, toksykolog. W tym tygodniu do wojewody dolnośląskiego pojechali wałbrzyscy radni. Podczas ostatniej sesji samorządowcy uznali, że miasto potrzebuje wsparcia finansowego, by przeprowadzić wszystkie niezbędne badania i później usunąć źródło wycieku. Wojewoda na ich apel, by ogłosił w dotkniętej skutkami wycieku okolicy stan klęski ekologicznej, odpowiedział, że jest na to za wcześnie – najpierw muszą zostać przeprowadzone szczegółowe badania skażonych gruntów. Wtedy urząd wojewódzki pomyśli o ewentualnej pomocy finansowej. Wojewoda przyjechał na miejsce. Nie zapadły jednak żadne decyzje. Nie wiadomo nadal, kto zajmie się badaniami, kto podejmie się zabezpieczenia terenu. Mieszkańcy nie mogą się doczekać, aż władze zajmą się sprawą na poważnie. - Chcemy kłaść się spać spokojnie, a nie żyć w strachu, że jutro nasze dziecko czy nas może spotkać coś złego - mówi mieszkająca w okolicy wycieku kobieta. Przeczytaj także:Trujący potok w Wałbrzychu