- Jak długo pracowałaś w tym sklepie? I co tam zobaczyłaś? - Przez tydzień. W dziale wędlin, serów i ryb. Zawsze wiedziałam, że nie znamy całej prawdy o sprzedawanej żywności, jednak to co zobaczyłam przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Nie mieści się to w głowie przeciętnego człowieka. To jest straszne.- Co Cię najbardziej przeraziło? - Pomiędzy świeżymi wędlinami często leżały nadpsute. Oślizgłe, lepkie, śmierdzące kiełbasy i wędliny były myte, a następnie wykładane z powrotem na ladę.- A co się działo, jeśli nikt ich jednak nie kupił? - W „Championie” nic się nie może zmarnować. Dlatego wszelkie skrawki, również nieświeże, niesprzedana wędlina - to wszystko wrzuca się do bigosu albo do leczo. Nazywa się to „świeżymi elementami bigosu” i leczo. W Championie jest takie hasło: „ Razem wygramy ze stratami”.- Co to znaczy: świeże elementy? Są również nieświeże? - Trudno powiedzieć, jak stary jest bigos. W czasie mojej tygodniowej pracy w tym sklepie nie widziałam, by bigos lub leczo były wymieniane na nowe. Codziennie dorzucano tylko do tego, co zostało, produkty z odpadków, które powinny być wyrzucone – starą wędlinę i paprykę. Wiele razy widziałam, jak robiono leczo ze zgniłej papryki.- Co na to wszystko pracownicy? - Pracownicy są zmuszani do dbania o jak najmniejsze straty. Gdy są one duże – odbija się to na ich pensji. Mówiąc wprost: duże straty to mniejsze zarobki. Miałam wrażenie, że obowiązuje niepisana zasada, że wszystko musi być sprzedane, bez względu na jakość towaru.- Jak się czujesz po zakończeniu tej pracy? - Cieszę się, że jestem w takiej sytuacji, że mogę oddać ten fartuch i nigdy go więcej nie wkładać. Wiele osób nie może sobie na to pozwolić. Współczuję wszystkim tym, którzy muszą dalej pracować za 800 zł, znosić upokorzenia i jeszcze oszukiwać klientów.