- On jest teraz na szczycie kuli ziemskiej. Stąd w swoim życiu może iść już wszędzie. Wszystko jest możliwe! - mówił Marek Kamiński, który na biegunie jest po raz czwarty. Wyprawa zdobyła cel podróży w sobotę wieczorem. Do ostatniej chwili nic nie wskazywało, że Biegun Północny zostanie zdobyty. Obaj polarnicy w czasie rozmów przez telefon satelitarny często mówili o złych warunkach jakie panowały podczas ich marszu na biegun. Wiatr, silny mróz i niebezpieczne szczeliny towarzyszyły im cała drogę. Trudno im było również pokonać dryfującą krę, która parę razy oddalała ich od celu. Zaczynało brakować żywności. Jak mówi Marek Kamiński: - Stał się cud. Polarnikom zaczęła sprzyjać pogoda. Przestał wiać silny wiatr, wyrównał się teren, dryf zmienił kierunek i spychał ich w stronę bieguna. - Urządzenie GPS pomogło nam zlokalizować Biegun Północny. Poczuliśmy radość i ulgę - relacjonuje Marek Kamiński. Zarówno Marek Kamiński jak i Jasiek Mela zgodnie mówią, że w czasie wyprawy byli partnerami, pomagali sobie nawzajem. W niedziele helikopter Mi-8 zabrał Marka Kamińskiego, Jaśka Melę i dwóch towarzyszących im polarników na dryfującą stację polarniczą ”Borneo”. Stamtąd polecieli na Spitsbergen, gdzie będą odpoczywać. Jasiek po zakwaterowaniu w hotelu zjadł w końcu pizzę, której bardzo mu brakowało podczas wyprawy i napił się Coca-Coli. Powrót zdobywców bieguna planowany jest na 4 maja. Na bohatera akcji ”Razem ma biegun” czekają stęsknieni, ale przede wszystkim dumni rodzice.