Ogromna skala zniszczeń i tysiące ludzi bez domów i mieszkań. Po kilku tygodniach od powodzi sprawdzaliśmy sytuację w Stroniu Śląskim i Lądku-Zdroju.
Jak wygląda sytuacja w Stroniu Śląskim i Lądku-Zdroju?
Pani Bożenna ledwo uratowała się przed utonięciem we własnym domu. Dziś musi zaczynać od nowa.
- Płakać się chce patrząc na to wszystko. 22 lata mieszkałam w tym miejscu i w jednej chwili straciłam wszystko. Jest tragedia. Nie mamy pojęcia, jak to wszystko odbudować – przyznaje.
W Lądku-Zdroju, który dziś nie przypomina malowniczego uzdrowiskowego miasta, woda zniszczyła kilkaset domów, mostów, punktów usługowych.
U pani Agnieszki byliśmy z kamerą chwilę po przejściu wielkiej wody. Sprzątała w doszczętnie zniszczonej przez powódź pralni. Dziś, po kilku tygodniach pracy, jest już znacznie lepiej, choć wciąż trwa osuszanie. Kobieta w najbliższym czasie planuje ponownie uruchomić pralnię.
- Moi sąsiedzi z okolicznych domów będą mieli tę usługę u mnie za darmo – zapowiada. Ale dodaje: - Dzwoniłam dzisiaj do operatora i zapytałam o prąd dla przedsiębiorców. Powiedzieli, że tańszego prądu dla przedsiębiorców nie będzie, póki co nie przewidują. Trudno.
- My jesteśmy strasznie biedną ludnością, ubogą. Sami się nie podniesiemy. Tutaj ludzie mają 1,5-2 tys. renty czy emerytury. Dużo jest samotnych emerytów, nie mają dzieci, nie mają mężów. Oni nie zrobią nic, bo nie mają z czego – tłumaczy pani Agnieszka.
- Ja nie wróciłam jeszcze do siebie, śpię u znajomych. Najgorsza jest teraz samotność i bezradność. Nie mamy wody czy gazu. Nie wiem, jak dalej będzie – mówi pani Maria, mieszkanka Lądka-Zdroju.
- Zniszczonych budynków, jak podaje inspektor jest 140 sztuk, więc to jest tego masa. Zaraz zbliża się zima. Będzie minus 15 czy mniej. Było piękne lato, może być ostra zima. I tego się boimy – przyznaje pani Agnieszka.
Pan Paweł na rynku w Lądku-Zdroju miał zakład fotograficzny.
- Straciłem wszystko. Samochód. Firmę. Nie zdążyłem nic zabrać. Uratowałem tylko swoje życie – mówi Paweł Tymczak.
Mężczyzna jest załamany.
-. Nie prosiłem jeszcze o pomoc, bo nie mogę. Mam taką traumę, że nie mogę nawet wejść do swojej piwnicy – przyznaje.
Kolejny nasz rozmówca też stracił wszystko.
- Woda była pod sufit, uciekliśmy do sąsiadki na drugie piętro – usłyszeliśmy.
Teraz w budynku trwają prace remontowo-budowalne. Na szczęście są dodatkowe ręce do pracy.
- Jestem budowlańcem – dekarzem. Zostawiłem swoje sprawy i przyjechałem z Wielkopolski by pomagać – mówi pan Sebastian.
Powodzianie proszą: Nie zostawiajcie nas
Mieszkańcy Lądka-Zdroju, Stronia Śląskiego i okolicznych miejscowości mówią jednym głosem: „Nie zostawiajcie nas. Pomoc cały czas jest potrzebna”. Wsparcie będzie potrzebne przez najbliższe miesiące, a może znacznie dłużej.
Ludzie z zalanych mieszkań, którzy stracili dach na głową trafili tymczasowo do hoteli i ośrodków sanatoryjnych.
Pani Bożenna znalazła swoje schronienie w jednym z hoteli, właścicielka oddała powodzianom wszystkie pokoje.
- Uważam, że to jest naturalna sprawa. Jeżeli przychodzi pani Bożenka, która mieszka po przeciwnej stronie ulicy o godz. 24 z rzeczami, z walizkami, to nie wiem, czy można się inaczej zachować – tłumaczy Justyna Jurkowska, właścicielka hotelu w Lądku-Zdroju.
- Najważniejsze, żeby każdy miał suchy kąt i możliwość zjedzenia. Z resztą sobie poradzimy – dodaje.
Problemem są popękane ściany w kamienicach
Poszkodowani przez powódź to nie tylko ci którym bezpośrednio zalało domy czy mieszkania. Nie można korzystać z całych kamienic, także tych mieszkań na wyższych piętrach.
- Ściany pękają, filary pękają. Z jednej strony człowiek chce wrócić do rodzinnego domu, a z drugiej strony jest strach. Nie daj Boże zawali się to – mówi Katarzyna Turek.
Pani Katarzyna, tak jak większość wysiedlonych mieszkańców kamienic, dostaje ekspertyzy budowlane, ale często są one sprzeczne i nie wiadomo, czy budynek nadaje się do zamieszkania, czy nie.
- Od jednej z urzędniczek usłyszałam, że najlepszym rozwiązaniem byłaby emigracja do innego miasta, bo Zarząd Budynków Komunalnych nie ma mieszkań dla nas wszystkich. Ludzie myślą, że to jest takie proste, spakować się w walizkę i zostawić całe swoje życie i dorobek i wyemigrować – mówi pani Katarzyna.
Tragedie i ludzkie dramaty dotknęły też mieszkańców małych wsi w całej Kotlinie Kłodzkiej.
- Czasami mam takiego doła, że bym bombę walnęła, by zapomnieć o tym. 40 lat naszej pracy i właściwie nie ma teraz nic, popłynęło wszystko – ubolewa Agata Danik, mieszkanka Radochowa.
- Jeśli chodzi o problemy z jakimi aktualnie się mierzymy, to kwestia poradzenia sobie ze stratą. Chodzi nie tylko o majątek, ale też wspomnienia. Mierzymy się też z atakami lęku i paniki. Dzieci na przykład boją się niebieskich świateł i deszczu. Osoby dorosłe, czując zapach namokniętej ziemi, mają flashback wspomnień – mówi psycholog Tymoteusz Czerchoniak z Wojewódzkiego Centrum Psychiatrii Długoterminowej w Stroniu Śląskim.
- Jeżeli możecie nie zapomnieć o Lądku czy Stroniu Śląskim i naszych wioskach koło Kłodzka, jeżeli możecie pomagać, zobligować się i przyjechać tu, by pomóc wyremontować jakieś mieszkanie, to zawsze będziemy do przodu. Jeżeli stać was na to, to o to prosimy – apeluje pani Agnieszka.
Autor: wg
Reporter: Jakub Dreczka