Do tragedii doszło w Zamościu. 20 – letnia Katarzyna urodziła w domu sześciomiesięcznego wcześniaka. Kobieta krwawiła. Rodzina wezwała pogotowie. Lekarz przyjechał po kilkunastu minutach. Jak twierdzi pani Katarzyna, nie udzielił wystarczającej pomocy. - Wszedł do domu, stanął nade mną i nad tym płodem i patrzył. Nie udzielił mi żadnej pomocy, nie zapytał o nic, tylko stał i patrzył – wspomina kobieta. Lekarz nie zabrał zwłok noworodka. Rodzina okryła dziecko, włożyła do reklamówki i wyniosła na dwór. Dziadek z ojcem poszli do ordynatora oddziału położniczego i zapytali, co mają zrobić ze zwłokami. - Zapytałem, co zrobić z tym płodem. Powiedział żebyśmy poszli do księdza, to może zakopie gdzieś obok, albo żebyśmy spalili – wyjaśnia ojciec. Lekarz kategorycznie twierdzi, iż rodzina kłamie. Na pytanie, jakie są procedury w takiej sytuacji, nie zna jednak odpowiedzi. - W takich sytuacjach płód powinien być zważony, zmierzony, powinna być określona płeć. Muszę przyznać, że wszystkie osoby, które zostały dotychczas przesłuchane z personelu medycznego jednoznacznie oświadczają, że ten płód powinien trafić do szpitala. Jednak nie trafił. Dwa dni przetrzymywany był w reklamówce w pobliżu domu. Gdy już zapach był nie do wytrzymania, rodzina postanowiła, że spalą noworodka – wyjaśnia okoliczności sprawy prokurator Robert Przybysz. Prokurator prawdopodobnie postawi zarzuty lekarzom i rodzinie. Lekarze zostaną oskarżeni o niedopełnienie obowiązków, rodzina o zbezczeszczenie zwłok dziecka.