Solidarni z Azją

- Chwyciłam dziecko pod pachę i modliłam się, żeby Ola wypłynęła na powierzchnię żywa. Po pierwszej fali przyszła następna, jeszcze większa. W pewnym momencie pomyślałam, że nie dam rady dopłynąć do brzegu – mówi Katarzyna Ryka.

Już ponad trzy miliony złotych udało się zebrać w prowadzonej przez FUNDACJĘ TVN ”Nie jesteś sam” akcji zbierania pieniędzy na pomoc poszkodowanym w kataklizmie w Azji. Jeszcze do jutra do północy można wysyłać SMSy o treści AZJA pod numer 7126. Wczoraj podsumowano dotychczasowe zbiórkę. Do specjalnego programu zaproszone były osoby, którym udało się uratować. Wśród nich była rodzina państwa Ryków. Sami opowiadają, że przeżyli tylko cudem. Byli z córką Olą na łódce na pełnym morzu, gdy fala tsunami dotarła do Tajlandii. Ich łódka przy pierwszym uderzeniu fali poszła na dno a oni znaleźli się w wodzie, kilkaset metrów od brzegu. - Wziąłem od żony córkę i obiecałem jej, że wszyscy przeżyjemy. Płynęliśmy zalewani przez fale a Ola odmawiała modlitwę – mówi Maciej. Dramatyczną walkę Polaków z żywiołem filmowali stojący na brzegu turyści. Ich zdjęcia oglądał później cały świat. Na rozpaczliwą prośbę Katarzyny jeden z mężczyzn pomógł wydostać się małej Oli na brzeg. Pozostali wyciągnęli pozbawionych sił rodziców. Wszystko to w telewizji oglądała matka Katarzyny. Agnieszka Maziarz, przyleciała na Sri Lankę w dniu tragedii, spóźniła się na autobus do hotelu i to właśnie uratowało jej życie. - To było święto na Sri Lance, wszyscy byli radośni i odświetnie ubrani. Zaczynałam swoje wymarzone wakacje. Po 10 minutach, gdy dojechaliśmy na miejsce, nie było już nic, ani hotelu, ani plaży – mówi Agnieszka. Chanti, który mieszka w Polsce przez ponad dwa dni nie był w stanie dowiedzieć się, czy jego rodzina na Sri Lance przeżyła. - Nie mogłem skontaktować się z moja rodziną, bo nie działał system komunikacji – mówi Chandi. - To było dla mnie straszne, cały czas płakałem. Ostatecznie, po dwóch dniach udało mi się skontaktować z rodziną i dowiedziałem się, że żyją. Wcześniej jednak umierałem z rozpaczy, bo słyszałem, że tyle ludzi umiera. Nikomu nie życzę, żeby mu się coś takiego przytrafiło. Rodzina, u której Chanti mieszka w Polsce, poruszona nieszczęściem w Azji zdecydowała się adoptować dzieci, które w katastrofie straciły rodziców. - Chcemy stworzyć tym dzieciom prawdziwy dom. Chcemy, żeby zapomniały o tym, co przeżyły - mówi Janina Raszman. Wiecej informacji na temat akcji na stronie: http://tvn.pl/01,1210758,nagoraco.html

podziel się:

Pozostałe wiadomości