Śmiertelny błąd

Ośmioletnia Oliwia zmarła, bo specjalista neurolog źle rozpoznał jej chorobę. Lekarz nie ma sobie nic do zarzucenia. Konsekwencji wobec niego nie wyciągnęły dotąd ani szpital, ani lubelska Akademia Medyczna, gdzie pracuje.

Tragedia wydarzyła się rok temu. Ośmioletnia Oliwia Rosolińska nagle poczuła się źle. Przyszła do babci, skarżąc się na silny ból głowy. Nie mogła stać o własnych siłach. Miała bardzo niską temperaturę – ponad 34 stopnie. Karetak zabrała ją na pogotowie, stamtąd po udzieleniu pierwszej pomocy trafiła do Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie. - Przyszedł lekarz, popatrzył na nią, to nie było nawet badanie – mówi Marlena Plewko, matka Oliwii. – W karcie choroby napisał, że tętno dobre, nie ma temperatury. Prosiłam go, żeby zrobił jej badanie tomografem. Powiedział, że nie widzi takiej potrzeby: ”Stwierdzam cukrzycę i w poniedziałek pójdzie na endokrynologię”. Więcej go nie widziałam. Taką diagnozę postawił dr Stefan N., specjalista neurologii dziecięcej. Oliwia nie mogła sama stać ani chodzić o własnych siłach, całą noc wymiotowała i traciła przytomność. Rano Stefana N. zmienił inny lekarz. Natychmiast zlecił tomografię komputerową. Badanie wykazało krwiaka w mózgu. Dziecko natychmiast zostało zoperowane, ale było już za późno. Oliwia nie odzyskała przytomności. Po trzech tygodniach walki o życie dziewczynka zmarła. Po śmierci Oliwii sprawą błędu w sztuce lekarskiej zajęła się lubelska prokuratura. Doktorowi N. postawiono zarzut nieumyślnego spowodowania zagrożenia życia. - W toku postępowania przygotowawczego została sporządzona opinia, w której biegły stwierdził jednoznacznie, że proces leczenia był nieprawidłowy – mówi Urszula Komor, zastępca prokuratora rejonowego Lublin Północ. Jak się okazało, lekarz pogotowia, który pierwszy badał Oliwię, typował krwawienie wewnątrzczaszkowe. O swoje diagnozie poinformował ustnie lekarzy ze szpitala, nie zapisał jej jednak w skierowaniu. Biegły w swojej opinii wyraził zdumienie, że specjalista neurologii dziecięcej nie rozpoznał właściwie schorzenia dziewczynki. - Zarzuty są niesłuszne – broni się dr Stefan N. – Biegły przyjął błędne założenie i wyciągnął błędne wnioski. Według mnie krwawienie nastąpiło, gdy byłem już w domu. Dyrekcja Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie nie chce się wypowiadać w sprawie błędu swojego lekarza. Ordynator oddziału neurologii dr Mirosław Jasiński odsyła do Akademii Medycznej, gdzie Stefan N. pracuje naukowo i dydaktycznie. Władze AM czekają ze swoją decyzją na wyrok sądu. - Trudno mi mówić, w jakich okolicznościach rozwinęła się cała sprawa – mówi Włodzimierz Matysek, rzecznik prasowy Akademii Medycznej w Lublinie. – Mylić się jest rzeczą ludzką. Władze uczelni ustosunkują się do zakresu odpowiedzialności doktora, gdy o jego winie orzeknie sąd. Ani szpital, ani Akademia nie zgłosiły sprawy dr Stefana N. do Izby Lekarskiej. Lekarz przebywa na urlopie, po jego zakończeniu wróci do pracy w szpitalu i na Akademii. Matka Oliwii zamierza doprowadzić do ustalenia, w jakiej mierze Stefan N. był winny śmierci jej dziecka. - Nie podaruję temu człowiekowi – mówi Marlena Plewko. - W tym szpitalu są jeszcze inne dzieci. Nie chciałabym go widzieć ani w tym, ani w innym szpitalu.

podziel się:

Pozostałe wiadomości