Śmiertelne zaniedbanie pogotowia

Do umierającego człowieka przez godzinę od zgłoszenia nie przyjechała karetka. Dyspozytorzy pomylili adresy i w lekceważący sposób przyjmowali ponaglenia rodziny mężczyzny. Kiedy lekarz dotarł na miejsce, było już za późno.

W sobotę późnym popołudniem 80-letni Wacław Jurek z Sosnowca źle się poczuł, skarżył się na bóle w klatce piersiowej. Zaniepokojona sąsiadka wezwała jego rodzinę. Na miejscu pojawiła się córka pana Wacława, która natychmiast zadzwoniła na pogotowie. Była 19.17. Dyspozytor kazał zmierzyć choremu ciśnienie i wtedy zadzwonić. Nie udało się zmierzyć ciśnienia. Obecny w domu kolega wnuka pana Wacława ponowił wezwanie. Dowiedział się, tym razem od dyspozytorki, że mierzenie ciśnienia to jego obowiązek. Kiedy zadzwonił znów o 19.25, usłyszał, że dyspozytorka przyjmuje właśnie wizytę i nie powinien jej przeszkadzać, a karetka jest w drodze. Karetka jednak nie nadjeżdżała. Stan pana Wacława gwałtownie się pogarszał. Dopiero kolejny telefon, o 20.13 obudził dyspozytorów, zapisali adres i wysłali karetkę. Ale Wacław Jurek zmarł. Tego wieczoru pogotowie w Sosnowcu przyjęło wcześniej wezwanie na tę samą ulicę - do chorego na zapalenie oskrzeli. To do niego wyjechał ambulans. Tymczasem erka, która mogła uratować życie 80-letniemu mężczyźnie, cały czas stała pod pogotowiem. - To nie było zlekceważenie zlecenia, ale ciąg niekorzystnych przypadków – mówi Marek Jeremicz, dyrektor Rejonowego Pogotowia Ratunkowego w Sosnowcu. – Oboje dyspozytorzy byli przekonani, że to jeden adres. Powinno ich być może jednak zainteresować, dlaczego jest też zgłoszenie o bólach w klatce piersiowej. Wyjaśnieniem całego zajścia zajęła się prokuratura. Wszczęto postępowanie w sprawie narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Teraz prokuratura zbada, czy istnieją podstawy do postawienia zarzutów dyspozytorom. - Biegły stwierdził, że nawet gdyby karetka dotarła na czas, to i tak nie uratowałaby życia choremu – mówi Katarzyna Paluch z Prokuratury Rejonowej w Sosnowcu. – Przestępstwo, w sprawie którego toczy się postępowanie, to zaniechanie obowiązków. Zarówno dyspozytor, jak i dyspozytorka są zawieszeni w obowiązkach. Dyrektor pogotowia zapewnił, że dalsze kroki w stosunku do pracowników zostaną podjęte po zakończeniu śledztwa prowadzonego przez prokuraturę.

podziel się:

Pozostałe wiadomości