W pierwszy dzień świąt, 25 grudnia ubiegłego roku rodzice Oliwii stwierdzili u niej podwyższoną temperaturę. Było popołudnie, ale ponieważ gorączka nasilała się, postanowili nie czekać do rana i pojechali z dziewczynką do przychodni. Lekarka, Krystyna Czerwińska-Twarowska, specjalistka medycyny rodzinnej i pediatra z ponad trzydziestoletnim stażem, stwierdziła sepsę, czyli zakażenie organizmu bardzo niebezpieczne dla zdrowia, zwłaszcza tak małego dziecka. Niestety nie zrobiła tego, co – jak mówią specjaliści w dziedzinie anestezjologii i intensywnej terapii - bezwzględnie powinna w takiej sytuacji zrobić. Zamiast natychmiast podać antybiotyk i wezwać karetkę, która zawiozłaby Oliwię na oddział intensywnej opieki medycznej, spokojnie wystawiła skierowanie do szpitala. Nie uczuliła jednak rodziny dziewczynki, że sepsa rozwija się błyskawicznie i że każda minuta jest ważna.O sepsie czytaj w dziale Ekstra na naszej stronie Informacje o sepsie - Nie wiem, dlaczego nie zdecydowałam się wysłać karetki – mówi dziś Krystyna Czerwińska-Twarowska. Szpital wojewódzki w Szczecinie, do którego została skierowana dziewczynka, jest położony ok. 20 kilometrów od Polic. Pokonanie tego odcinka zajęło rodzinie godzinę. Po drodze musieli zatankować, zgubili drogę, mieli kłopoty z zaparkowaniem. Stan dziewczynki się pogarszał. Zaczęła wymiotować i tracić przytomność. Gdy znalazła się w izbie przyjęć, była już w zapaści. Natychmiast trafiła na OIOM, po kilku godzinach przewieziono ją do specjalistycznego szpitala dziecięcego. Tam zmarła. - Zadzwoniła do mnie siostra, usłyszałam w słuchawce krzyk - mówi Agnieszka Rozen, ciocia Oliwii. – Słyszałam, jak mówiła: dajcie mi ją na ręce. Gdy przybiegłam do niej Oliwia była już martwa. Siedziałyśmy z nią do czasu, aż zrobiła się zimna. Pani doktor powiedziała, żebyśmy ją oddały. I wtedy doszło do mojej siostry, że ona nie żyje. - Nastąpiło karygodne zaniedbanie – mówi Rafał Bienias, ojciec Oliwii. – Mojemu dziecku nie dano żadnej szansy.