Kilka lat temu młody piłkarz klubu Odra Chojna dowiedział się, że jest chory na serce i absolutnie nie powinien uprawiać sportu. Kacper nie chciał jednak przerywać piłkarskiej kariery. W sierpniu ubiegłego roku, kiedy przechodził do innego klubu, musiał, jak każdy zawodnik sportowy uzyskać zaświadczenie lekarskie, że może uprawiać wyczynowo sport. Lekarka, która doskonale wiedziała o jego chorobie, wystawiła mu zaświadczenie, że może grać w klubie. Dwa miesiące później podczas meczu poczuł się źle. - Skarżył się jednemu chłopakowi na boisku, że boli go w klatce piersiowej – mówi kolega Kacpra. – Ale trener powiedział, że nie ma nikogo na jego miejsce i musiał grać dalej. Kacper zmarł na zawał. Podobny los spotkał 18-letniego Grzegorza z Podkarpacia. Grał, pomimo, że lekarz medycyny sportowej zabronił mu uprawiania sportu z powodu wady serca. - Podczas badań, które przeprowadziłem, dostrzegłem patologie w zapisie EKG – mówi Witold Furgał, specjalista medycyny sportowej. – Wyniki moich badań, a potem także lekarzy z Warszawy, dyskwalifikowały go z uprawiania sportu wyczynowego. Jednak Grzegorz, podobnie jak Kacper, nade wszystko, bagatelizując chorobę, chciał grać. Dostał potrzebne zaświadczenie lekarskie od lekarza, który nie miał uprawnień do jego wystawienia. Rozporządzenie Rady Ministrów mówi, że każdy sportowiec musi przejść kilkanaście specjalistycznych badań. Między innymi próbę wysiłkową, dokładną analizę krwi i moczu, EKG, badania kręgosłupa, płuc, konsultację psychologiczną. Sportowcy wyczynowi powinni być badani wyłącznie przez specjalistów medycyny sportowej. Młodzież z klubów uczniowskich mogą badać też inni lekarze, ale pod warunkiem, że mają certyfikat Polskiego Towarzystwa Medycyny Sportowej. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna. - Takie zaświadczenie bierze albo prezes, albo trener, idą do pani doktor i ona to hurtowo podbija, nie badając – mówi młody piłkarz, kolega Kacpra. Do sprawdzania, czy zaświadczenia wydają uprawnieni do tego lekarze zobowiązani są prezesi klubów. W przypadku błędów i zaniedbań podczas ich przeprowadzania, do interwencji upoważnione są Okręgowe Związki Piłki Nożnej. Praktyka pokazuje, że w niższych ligach te obowiązki są nagminnie zaniedbywane. Z informacji, jakie udało nam się zdobyć wynika, że w ostatnich pięciu latach zmarło aż dziewięciu młodych piłkarzy, przeważnie w wyniku ataku serca. Również lekarze nie wyciągają wniosków z tego, do czego prowadzi ich lekkomyślność. Reporter UWAGI! wybrał się do lekarki, która dopuściła do gry Grzegorza. Przedstawił się jako student, który chce grać w piłkę w klubie. Treść zaświadczenia podyktował zupełnie niezorientowanej pielęgniarce. Ta napisała: „Zdolny do uprawiania sportu wyczynowo, w tym do gry w piłkę i ćwiczeń na siłowni”. Po czym wysłała go na badanie EKG. Reporter zapytał lekarkę, czy to wystarczy. - To znaczy, jeśli pan coś czuje, że coś jest nie tak, to wie pan… - powiedziała lekarka. – Jeśli mamy jakieś zastrzeżenia, to robimy. Zaświadczenie podpisała. Następnym razem reporter poszedł do pani doktor już oficjalnie. Lekarka próbowała się tłumaczyć, że nie chodziło o wyczynowy sport, i wtedy okazało się, że nawet nie przeczytała dokładnie tego, co napisała pielęgniarka. W końcu przyznała się do błędu. - Nie powinnam tego nigdy robić – powiedziała lekarka. – Mąż zawsze mówił: jak się ma dobre serce, to trzeba mieć twardą d… Teraz za to oberwę. Takie postępowanie jednoznacznie ocenia lekarz specjalista medycyny sportowej. - Uważam, że to nieetyczne. Walczę z takimi ludźmi, i jako członek Polskiego Towarzystwa Medycyny Sportowej, i jako konsultant, i jako członek zespołu konsultacyjnego – mówi Witold Furgał, specjalista medycyny sportowej. – Prawo w takich wypadkach powinno być bezwzględne. Przez dyletanctwo moich kolegów giną ludzie. Ci lekarze chyba nie cenią samych siebie. Powinni ponieść konsekwencje swego postępowania. Podobne zdanie można chyba powiedzieć o trenerach i prezesach klubów, którzy bezmyślnie pozwalają wydawać zaświadczenia swoim zawodnikom bez obowiązkowych badań. ---strona---