Skok po śmierć

Nic lepiej nie zapewni ekstremalnych doznań niż skok na bungee. W takich sytuacjach powierzamy często swoje życie ludziom, którzy nie są przygotowani do organizowania tak niebezpiecznych imprez. Tylko w ciągu ostatnich lat w Polsce doszło do ośmiu tragicznych wypadków. Trzy z nich były śmiertelne. W ostatnim zginął 24-letni Marcin.

Marcin wraz z trójką przyjaciół pojechał do Jeleniej Góry, by skoczyć z najwyższego w Europie wiaduktu. Zabezpieczeniem skoku zajął się jego przyjaciel, który był świeżo po ukończeniu kursu dla instruktorów bungee. Niestety młody instruktor popełnił błąd. Źle obliczył długość liny asekuracyjnej i Marcin znalazł się pod wodą. Koledzy nie zdążyli go wyciągnąć. Chłopak utonął. ---obrazek _i/skokb/2.jpg|prawo|Skok z mostu okazał się tragiczny--- Do tragedii nie doszłoby, gdyby wszystko odbyło się zgodnie z zasadami. Przy skokach z mostu, muszą być przynajmniej trzy przeszkolone osoby. Jedna z nich powinna przejąć skoczka na ponton. Właśnie tego zabrakło przy śmiertelnym skoku. Takie tragiczne skoki, organizowane przez zupełnie przypadkowe osoby, zdarzają się w Polsce coraz częściej. 23-letnia Ola Gawarecka z Tychów cudem uniknęła śmierci. Po feralnym skoku do dziś ma problemy z oddychaniem i musi nosić kołnierz ortopedyczny. - Wypiął się karabińczyk, uderzyłam twarzą o taflę wody, poczułam straszny ból. Nic nie widziałam. Usłyszałam tylko odgłos głębi i już wiedziałam, że jestem pod wodą – opowiada Ola. Jej skok zorganizował człowiek, który sfałszował certyfikat instruktora. Mimo to przed prokuraturą nie odpowie za wypadek, a jedynie za fałszerstwo. Dlaczego tak często dochodzi do wypadków? Reporterzy UWAGI!, sprawdzili, że kursy dla instruktorów trwają zaledwie tydzień. Dziennikarzom zaproponowano także szkolenie, trwające jeden weekend! Jak twierdzi doświadczony instruktor Bogdan Kopka, który ukończył profesjonalny kurs we Włoszech, w tak krótkim czasie nie można nauczyć się tego fachu. - Dziwi mnie to, co się dzieje w Polsce, że tacy ludzie mogą działać bezkarnie. Można zabić człowieka, można – jak się okazuje – „połamać” człowieka i nadal prowadzi się działalność i nikt nie kładzie temu kresu – dziwi się Bogdan Kopka. Do tragicznych wypadków będzie dochodzić tak długo, jak długo nie będzie przepisów, regulujących skoki na bungee. W Polsce wystarczy mieć tylko dźwig, gumową linę i własną firmę, by organizować takie imprezy. Mimo śmiertelnych wypadków, do tej pory ministerstwo edukacji narodowej i sportu nic nie zrobiło w tej sprawie.

podziel się:

Pozostałe wiadomości