Skazani na śmierć

Korea Północna, to najbardziej zamknięty kraj świata. Jej mieszkańcy nie wiedzą czym jest telefon komórkowy, internet czy bankomat. Koreańskie władze pilnują, by turyści nie zobaczyli prawdziwego życia w ich kraju. Udało się to naszej reporterce, Annie Machowskiej.

Korea – niegdyś jedno państwo, a od 1953 roku podzielona na dwie części. Północ jest krajem totalitarnym, południe – wysoko rozwiniętą demokracją. To tutaj uciekają uchodźcy z Północy. Ryzykują życie, by tu dotrzeć. W wielomilionowym Seulu trudno ich znaleźć. Ci, którym udało się uciec, wspominają swoje życie na północy jako horror! Codziennie, gdy szedłem do pracy, jakieś 20 min na piechotę, było rutyną, że mijało się kilka trupów leżących na ulicy. Ludzi zmarłych z głodu – wspomina Kwang Il Park, uchodźca z Korei Północnej. - Ci, którzy nie mieli pieniędzy chodzili w góry, żeby nazbierać jakiś roślin, kory drzew. Sprzedawali meble, żeby mieć parę groszy na jedzenie. Byłem nauczycielem, moja klasa liczyła 31 uczniów, a do szkoły przychodziło dwunastu, bo reszta nie miała już siły. Kwank uciekł do Chin. Tam został schwytany przez policję i odesłany do Korei. Skazano go na śmierć. Jego matka z rozpaczy popełniła samobójstwo, a siostry musiały się rozwieść, bo mężowie nie chcieli żon z tzw. złego elementu. - Kiedy jechałem do obozu, pomyślałem: jeśli tam dotrę, to mnie zabiją. Dlatego wyskoczyłem z pędzącego pociągu. Nie po to, by uciec. Po to, by umrzeć. Kang, jako 9 letni chłopiec trafił do politycznego obozu Yodok i spędził w nim 10 lat. - W obozie organizowano publiczne egzekucje. Kiedy więzień chciał uciec, kradł jedzenie albo uprawiał seks - poddawany był egzekucji publicznej poprzez zastrzelenie na oczach wszystkich, żeby pokazać przykład innym – opowiada Kang Cheolhwan. - Różnica między Yodok i Auschwitz jest taka, że w Auschwitz używano gazu, żeby zabijać ludzi, a w Yodok ludzi zabija się głodem i morderczą pracą. Jako dziecko w obozie zajmowałem się ścinaniem drzewa w lesie, ponad 12 godzin dziennie. Przez te wszystkie lata jedliśmy zieloną kukurydzę i sól. Zorganizowanie wyjazdu do Korei Północnej nie jest łatwe. Jednak od czterech lat, w ramach ocieplania stosunków pomiędzy Północą a Południem można wjechać tam na jedną z wycieczek w obszar gór Diamentowych. Przed granicą musimy zostawić wszystkie gazety, laptopy i telefony komórkowe. Kamery i aparaty sprawdzane są pod względem możliwości wykonywania zdjęć z daleka. Chodzi o to, by turyści nie mogli zarejestrować prawdziwego życia w Korei Północnej. Wszystkie gazety lądują na śmietniku. Nie można ich wwieźć do Korei Północnej, by mieszkańcy tego kraju nie przeczytali, co dzieje się na świecie. W Korei Północnej witają nas druty kolczaste, żołnierze i czołgi wycelowane w drogę, którą jedziemy. Trasa ogrodzona jest płotem, a wsie przeniesione dalej, za mury, by Północnokoreańczycy nie mieli kontaktu z turystami. Nie widać tu samochodów, ludzie wielokilometrowe odległości przemierzają pieszo lub rowerem. czasie drogi nie wolno niczego filmować. - Kiedyś te góry zarezerwowane były dla Północnokoreańczyków – mówi Kwang Il Park. - A teraz to wszystko ogrodzone jest drutem kolczastym, zwykli ludzie nie mają tam dostępu, bo nie mogą przecież widzieć zagranicznych turystów. Czy wiecie jak Pólnocnokoreańczycy postrzegają te wycieczki? Jako turystykę diabła. Wszystkie pieniądze, które pochodzą z turystyki w Góry Diamentowe trafiają do Kim Yong Ila. A jak on wydaje te pieniądze? Właśnie na próby nuklearne i swoje luksusy. Te pieniądze nigdy nie były przeznaczone nawet na jeden gram ryżu dla zwykłych ludzi. Teren hotelu dla zagranicznych turystów ogrodzony jest płotem, i strzeżony przez dziesiątki żołnierzy. Pilnują, by dwa tak różne od siebie światy nie mogły się zetknąć. - W Korei Północnej ludzie podzieleni są na pięć klas – mówi Son Jung – Hun, uchodźca z Korei Północnej. - Pierwsza klasa, to powiązali z centralą zasłużeni urzędnicy. Druga klasa, to średni urzędnicy rządowi; trzecia, to służby specjalne. Czwarta klasa, to ludzie powiązani z handlem i piąta – zwykli ludzie. Różnica pomiędzy pierwsza klasą a piątą, to jak niebo i ziemia. Zwykli ludzie nie mają nic do jedzenia. A pierwsza klasa i druga – co oni jedzą z Północnej Korei? Tylko wodę. Resztę importują, nawet sos sojowy. Ci ludzie z Top klasy na urodziny Kim Yong Ila otrzymali od niego najlepsze limuzyny mercedesa, na które wielki wódz wydał 270 milionów dolarów. Strategią Korei północnej wobec Korei południowej jest tylko liczenie dochodów – mówi Wysoko postawiony urzędnik, który pracował w biurze polityki zagranicznej w Korei Północnej. - Polityka ocieplenia stosunków dla Północy oznacza branie od Południa pieniędzy. Ile się da. Taką mają strategię. Północna Korea pojednanie uważa, jako jedno wielkie show. Dlatego też nie dziwi nas, że wyjazd w Góry Diamentowe jest tak drogi, bo za dwa dni trzeba zapłacić 700 $, Przez ostatnie dwa lata reżim na wycieczkach zarobił około 30 mln $. Cały czas jesteśmy obserwowani przez członków partii Północnokoreańskiej, fotografować można tylko w wybranych miejscach. - Głęboko w moim sercu jestem przekonana o wielkości Kim Yong Ila. Wszyscy go respektujemy i dlatego jego znaczek nosimy w miejscu, które jest najważniejsze – na sercu – mówi Przewodniczka z Północnej Korei. - A, że nie można u nas palić papierosów – przecież to piękne góry! Musimy je chronić, musimy dbać o środowisko. No, a zdjęć nie można robić, bo to teren militarny. Przewodnicy za swoją pracę dostają około 3 $ miesięcznie. To marzenie zwykłych ludzi, którzy nawet nie mogą patrzeć na zagranicznych turystów i stłoczeni na końcu wsi czekają, aż przejadą autobusy. - Te 10 lat ocieplania stosunków nic nie zmieniło – żali się jeden z Północnokoreańskich uchodźców. - Naród Północnokoreański nadal umiera z głodu, nadal zabija się ludzi w obozach politycznych i nie przestrzega się tam praw człowieka. Phenian nadal podtrzymuje socjalistyczną dyktaturę. Myślę, że to rozumiecie, bo Polska była krajem socjalistycznym. Tylko, że u nas władza przechodzi z ojca na syna. ---strona--- Uchodźcy, pomimo tego, że stać ich tu na wszystko nie potrafią być szczęśliwi, bo wiedzą, że w kraju zostali ich najbliżsi. - Moja żona była córką ważnego urzędnika – opowiada Son Jung – Hun. - Jeśli uciekłaby ze mną – jej cała rodzina trafiłaby do obozu politycznego. Dlatego zanim stamtąd uciekłem, musiałem się rozwieść, żeby rodzina uniknęła przykrości. Kiedy odjeżdżałem, żona powiedziała mi: kocham cię, ale nie mogę jechać z tobą. Wyjechałem z naszym trzy letnim synkiem. Gdzie indziej, jeśli ludzie się kochają – zrobią dla siebie wszystko, a tam reżim jest zbyt silny i nie pozwala myśleć w racjonalny sposób. Nienawidzę Kim Yong Ila, ale kocham mój kraj. Kiedy jego reżim upadnie, nie zostanę tutaj. Chcę wrócić do mojego kraju. I wrócę tam.

podziel się:

Pozostałe wiadomości