Pani Antonina z Zabrza ma zaniki pamięci. Nie dosłyszy, nie rozpoznaje ludzi, nie wie, co się wokół niej dzieje. Mieszka sama, w straszliwych warunkach. Rodzina odwiedza ją bardzo rzadko. Kilka dni temu otrzymaliśmy alarmujący telefon od sąsiadów, którzy nie mogli doprosić się pomocy ani od córki staruszki, mieszkającej parę ulic dalej, ani nawet od ośrodka pomocy społecznej. Tylko sąsiedzi opiekowali się chorą starą kobietą. - Przynosili jej jedzenie, a jeśli nie otwierała drzwi, to zostawiali siatkę na klamce i po jakimś czasie ona znikała – mówi Marian Ciepły, sąsiad pani Antoniny. – Ktoś z rodziny przychodził czasem raz w tygodniu, czasem raz na dwa tygodnie, a czasem i dwa, trzy tygodnie nikogo nie było. W mieszkaniu pani Antoniny jest brudno, widać, że nikt tam nie sprzątał od miesięcy. Chcieliśmy zapytać jej córkę, dlaczego nie opiekuje się schorowaną matką. W domu zastaliśmy tylko jej syna. - Noszę jedzenie praktycznie codziennie, jak tylko mogę – powiedział wnuk pani Antoniny. – Sąsiedzi troszkę mówią głupoty, bo my sprzątamy tam na bieżąco. Byliśmy tam z matką miesiąc temu. Sąsiedzi pani Antoniny informowali Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Zabrzu. Urzędnicy ośrodka odpowiedzieli, że starsza kobieta nie wykazała chęci współpracy, córka nie zgodziła się na jej ubezwłasnowolnienie i w takiej sytuacji nic nie mogą zrobić. Jednak po naszej interwencji nagle w mieszkaniu pani Antoniny pojawiły się pielęgniarki, a w lodówce pełno jedzenia, zakupionego za pieniądze ośrodka. - Nie możemy udzielać pomocy osobom, które na to się nie godzą. Pani Antonina dopiero teraz się zgodziła – Edward Orpik, wicedyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Zabrzu tłumaczy, dlaczego trzeba było interwencji telewizji, by ktoś zainteresował się starą kobietą. Pozostaje jeszcze pytanie, dlaczego ośrodek już kilka lat temu nie wystąpił do sądu o umieszczenie pani Antoniny w domu spokojnej starości, nawet bez zgody rodziny. Edward Orpik zapewnił, że już od dwóch lat ośrodek prowadzi korespondencję z sądem w tej sprawie. Jednak, gdy dokładnie sprawdził dokumenty, okazało się, że pierwsze takie pismo wystosował nie dwa lata, a dwa miesiące temu. Tuż po zakończeniu zdjęć dowiedzieliśmy się, że panie z pomocy społecznej groziły sąsiadom sądem za to, że ujawnili historię pani Antoniny. Tymczasem, gdyby nie ci ludzie, staruszka być może nie przeżyłaby zimy. Już wkrótce pani Antonina ma być zbadana przez biegłego, który ma zdecydować o jej pobycie w domu opieki. Przeczytaj także:Trzy lata gehennyNoworodek, którego nie byłoNieme wołanie o pomocNa niełasce opiekunki