Dorota Pawłowska wraz mężem prowadzi w Śmiłowie niewielki bar. Jako jedna z pierwszych śmiała zaprotestować przeciwko działalności zakładu utylizacyjnego należącego do senatora Henryka Stokłosy. Jest jego osobistym wrogiem. A ten kogo senator uzna za wroga musi liczyć się z tym, że nie będzie miał łatwego życia. Rykoszetem trafia to też w tych, którzy każdego dnia pracują na to by senator każdego roku mógł odnajdować swoje nazwisko na liście najbogatszych Polaków tygodnika Wprost. - On podszedł do mnie na polowaniu hubertowskim 10 lat temu - opowiada nam Dorota Pawłowska - Powiedział: „pamiętaj ja cię zrównam z powierzchnia ziemi”, za to że jak była telewizja, to mówiłam, że śmierdzi. Ludzie boja się chodzić do baru do Doroty. Ludzie dobrze wiedzą, że tym samym co wizyta u Doroty może skutkować rozmowa z dziennikarzami. - W tej chwili mamy zakaz chodzenia do baru, bo jestem pracownikiem i on mi zabrania iść do baru - mówi jeden z pracowników Stokłosy. - Jestem niewolnikiem. Od niego biorę pieniądze i nie mam prawa iść do baru na piwo. - Ludzie nie przychodzą, bo się po prostu boją - mówi Pawłowska. - Mówią, że nawet by przyszli do mnie na piwo ale po prostu boją się o pracę. Reporter UWAGI! umówił się na spotkanie z senatorem. Chciał porozmawiać m.in. o ingerowaniu w prywatne życie pracowników. Stokłosa umówił się w swoim zakładzie. Spotkanie trwało jednak bardzo krótko, bo wyrzucił ekipę. Po opuszczeniu fabryki ekipa przekonała się, że senator lubi kontrolować, to co dzieje się na jego terenie. W czasie jazdy biały pikap śledził wóz TVN. W sprawie budowy nowej spalarni odpadów, senator spotkał się z mieszkańcami wsi na wiejskim zebraniu. Przyszli tylko ci, których nie zatrudnia w swoich zakładach. - Przeprowadziłem się tutaj, żeby mieszkać na wsi, ale mieszkam w jeszcze gorszym smrodzie niż w mieście - mówił mężczyzna podczas zebrania. -Komu ma służyć ta inwestycja? Panu senatorowi czy mieszkańcom? Okazuje się, że panu senatorowi w myśl rzymskiej zasady „pieniądze nie śmierdzą”. Ale mamy radę gminy, która uchwali w każdej chwili to co pan senator sobie zażyczy. I temu też trudno się dziwić. Bo to właśnie pan senator namaszcza władze samorządowe. Nie tylko gminy ale też województwa. Tak było przed ostatnimi wyborami samorządowymi. We wrześniu a więc niemal tuż przed wyborami samorządowymi zorganizował dożynki, które tak naprawdę były wyborczym wiecem. Ale to nie wszystkie sprawy senatora Stokłosy. Wczoraj zrobiło się o nim głośno, gy przez trzynaście godzin przetrzymywał ekipę TVP. ”Przetrzymywanie przez pół dnia ekipy TVP, która wjechała na nieoznakowany teren zakładów utylizacyjnych w Śmiłowie koło Piły (woj.wielkopolskie), jest poważnym naruszeniem wolności osobistej i prawa prasowego” - napisał w oświadczeniu przekazanym PAP w czwartek dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy, Andrzej Krajewski. Ok. trzynastu godzin pięcioosobowa ekipa TVP1 nie mogła wyjechać w środę z terenu Zakładów Mięsnych Farmutil w Śmiłowie pod Piłą należących do senatora Henryka Stokłosy. Jak twierdzili dziennikarze, ochroniarze, którzy ich zatrzymali, domagali się od nich kompleksowej dezynfekcji, wymagającej m.in. rozebrania się do naga. Zdaniem Krajewskiego, lekceważenie i obraźliwy stosunek senatora Stokłosy do niezależnych mediów w połączeniu z uległością wobec niego lokalnej policji, służb weterynaryjnych, a także lokalnych mediów świadczą, że w Pilskiem powstało latyfundium. Wszystko zaczęło się jeszcze przed południem. Ekipa wjechała publiczną drogą, przy której nie było żadnych znaków informujących, że jest to teren prywatny. Około 10 metrów za nieczynnym szlabanem, czarny ford zablokował jej drogę i zatrzymał samochód. Dziennikarze zamierzali przygotować dokumentację do czwartkowego programu interwencyjnego. Dziennikarze zostali zatrzymani na terenie prywatnym. Z uwagi na to, że jest to firma o podwyższonym ryzyku, obowiązują w niej specjalne przepisy sanitarne. Powiatowy Lekarz Weterynarii w Pile podjął decyzję, że cała ekipa musi poddać się procedurze odkażania, podobnie jak każdy pracownik firmy.