Giennadij z Białorusi zebrał wszystkie oszczędności, żeby kupić dobry samochód. Jego syn po Czarnobylu zachorował na raka - musi go raz w miesiącu wozić na leczenie do Mińska. Po auto przyjechał na giełdę w Szczecinie, o której na Wschodzie głośno. Można tu tanio kupić dobry samochód. Giennadijowi się to udało. W drodze do domu zatrzymali go polscy celnicy. I zarekwirowali auto. Okazało się, że nie było oclone. Na giełdzie w Szczecinie kwitnie proceder, którego ofiarą padają nie tylko tacy nieszczęśnicy, jak Giennadij, ale i skarb polskiego państwa. Bezkarnie działają tam handlarze, którzy sprowadzają samochody z niemieckich komisów. Dziwnym trafem, większość z nich nie budzi zainteresowania celników. Handlarze oferują kupcom ubezpieczenie, podpisują z nimi umowę sprzedaży. Kupcy odjeżdżają zadowoleni, ale gdy na drodze spotkają kontrolę celną, tracą auto, bo nieoclony samochód podlega konfiskacie. Handlarze ze szczecińskiej giełdy regularnie i bez kłopotów z cłem przywożą zza granicy komisowe auta, które oferują naiwnym, często nie znającym języków obcych klientom ze Wschodu. Pytanie o kontrole policji kwitują śmiechem - Nie ma problemów, wszyscy jeżdżą, od 10 lat. Najlepiej „Ruska” wziąć, dać 10 dolarów na drogę, jakby były kłopoty – tłumaczy jeden z nich, w jaki sposób zabezpieczają się przed ewentualnością wpadki przy kontroli celnej. Ale takich ewentualności mogą się nie bać. Szczecińska izba celna przypomina sito z wielkimi dziurami? Janusz Wilczyński, jej rzecznik, wskazuje na braki finansowe - Nie mamy na papier do drukarek, tonerów, a co dopiero mówić o częstych kontrolach – mówi. Dziwnym trafem, takie kontrole zdarzają się głównie pod Toruniem. To właśnie tam stracił samochód Gienadij. Odpowiedzi, dlaczego celnicy toruńscy są tak aktywni w wyłapywaniu kierowców nieoclonych aut nie zna Maciej Szmyt, naczelnik Wydziału Kontroli Operacyjnej i Dokumentacji Izby Celnej w Toruniu. Może po prostu – pracują tak jak powinni?