Samochód Tomasza Hejnowicza z Poznania został skradziony w 1999 r. Kilka miesięcy później policja odnalazła pojazd i ujęła sprawców. Mimo to właściciel nie mógł odebrać auta, które było dowodem w sprawie i stało na parkingu sądowym. - Sześć lat chodziłem do tego sądu. Rozprawy odbywały się bardzo szybko. Pytano mnie o imię, nazwisko, adres i kiedy mi skradziono samochód. Byłem tym już zniecierpliwiony, bo wszystkie te informacje były od dawna w aktach. Dowiedziałem się natomiast, że nie mogę odzyskać auta – mówi Tomasz Hejnowicz. Dopiero po zakończonym procesie, sąd nakazał panu Tomaszowi odbiór samochodu i jego części. Nie wskazano jednak miejsca, gdzie znajduje się własność mężczyzny. - Zadzwoniłem do właściciela pierwszego parkingu. Podał mi dokładne dane właściciela parkingu w Grodzisku Wielkopolskim. Następnego dnia przyjechałem do Grodziska, żeby zobaczyć mój pojazd. Okazało się, że to nie był mój samochód – opowiada pan Tomasz. Okradziony wrócił do sądu, by dowiedzieć się, co stało się z jego samochodem. Znalezienie miejsca przechowywania auta zajęło sądowi aż pół roku. - Sędzia powiedziała, że samochód znajduje się w Nowym Tomyślu na ul. Wiśniowej. Pojechałem do Tomyśla i szukałem ulicy Wiśniowej. Ale takiej tam nie ma. Wyjaśniono mi, że nastąpiła pomyłka. Wreszcie znaleziono w dokumentach podobny adres, tylko że w innym mieście – mówi Tomasz Hejnowicz. Prezes sądu w Grodzisku nie chciał rozmawiać o skandalicznej pracy swoich pracowników. Dziennikarzy odesłał do swoich przełożonych w Poznaniu. - Pan Hejnowicz udał się pod właściwy adres jeśli chodzi o nazwę ulicy i numer domu, ale w niewłaściwym mieście. Nie ma żadnego potwierdzenia w aktach, że przekazano mu błędny adres. To jest złe zrozumienie pana Hejnowicza. Z akt wynika, że adres został podany prawidłowo – uważa wiceprezes sądu okręgowego w Poznaniu. Tym słowom zaprzeczają jednak sądowe dokumenty. Widać na nich, że sąd mieszał ulice i miasta. Po otrzymaniu nowego adresu, pan Tomasz pojechał odebrać części swojego samochodu. Jednak to, co zastał na miejscu, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. - To nie był parking tylko prywatna posesja i szopa. W szopie, na drewnianych belkach, stał zdewastowany mój samochód. Ten pan przyznał się, że uczestniczył w kradzieży mojego samochodu. Został skazany prawomocnym wyrokiem oraz otrzymał postanowienie sądu o zabraniu mojego samochodu na teren swojej posesji – dodaje. Jak się okazuje i złodziej miał problemy z odbiorem auta. Jemu sąd także podał nieprawdziwe dane. Dlaczego jednak sąd podjął decyzję o przekazaniu auta nie właścicielowi a sprawcy kradzieży? - Jest to normalna praktyka, która ma zminimalizować koszty postępowania. Przechowywanie samochodów i części samochodowych jest jednym z najpoważniejszych elementów budżetu sprawy. Pochłania najwięcej pieniędzy przechowywanie dowodów rzeczowych – mówi Jarema Sawiński.