Sąd go uniewinnił, ale musi się ukrywać

Radny Dariusz Maciejewski w obronie koniecznej zabił człowieka, który napadł na jego bar. Sąd go uniewinnił. Rodzina zastrzelonego poprzysięgła mu zemstę.

Trzy lata temu Dariusz Maciejewski, radny ze Środy Śląskiej, broniąc się przed atakiem kilkunastu uzbrojonych w kije bandytów, postrzelił dwóch z nich - jeden zmarł, a drugi nie widzi na jedno oko. Sąd uniewinnił Maciejewskiego. Jednak prokuratura zamiast ścigać przestępców, chce wsadzić do więzienia tego, który się bronił. Efekt jest taki, że nie ma dnia, by koledzy zabitego nie zapowiadali zemsty. - Nie mierzyłem do nikogo, nie miałem czasu na mierzenie, ja po prostu tę broń trzymałem i biegłem – opowiadał podczas wizji lokalnej o tragicznych wydarzeniach Dariusz Maciejewski. – Krzyczałem: stój, na ziemię, bo strzelam. Grupa nie zatrzymała się, napierała na mnie… Wersję Maciejewskiego potwierdzili świadkowie. Wszyscy zgodnie zapewniali, że grupa młodych ludzi przyjechała do Juszczyna ze Środy Śląskiej i wywołała w barze awanturę. Byli agresywni. Maciejewski bronił mienia, siebie i wszystkich, którzy byli w tym czasie w barze. Dlatego sąd go uniewinnił. Uniewinnienie wywołało wściekłość rodziny i kolegów postrzelonego. Jeszcze w sądzie wykrzykiwali obelgi i pogróżki pod adresem uniewinnionego radnego. O pogróżkach Maciejewski powiadomił organy ścigania. Policja na jakiś czas przydzieliła mu ochronę. Tymczasem prokuratura jest zajęta przygotowywaniem zapowiadanej na sali sądowej apelacji. - To jest absolutny paradoks – twierdzi Ryszard Trusiewicz, obrońca Maciejewskiego. – To oni powinni być oskarżeni o najście na lokal Maciejewskiego i o próbę pobicia. Ale koledzy nieżyjącego mężczyzny nie widzą w całym zdarzeniu żadnej swojej winy. Według ich wersji przyjechali do baru, by miło spędzić w nim czas. Oni byli spokojni, a Maciejewski wykazał się agresją strzelając do nich. Dlatego teraz pragną zemsty. Mimo, iż proces zakończył się uniewinnieniem, Dariusz Maciejewski nadal przeżywa koszmar. Całą sprawę przypłacił załamaniem nerwowym. Ciągle żyje w strachu o siebie i najbliższych. - Nie ma go teraz w Juszczynie – mówi Ryszard Trusiewicz. – Wyjechał, bo obawia się o swoje życie. Nie mogę zdradzić miejsca jego pobytu.

podziel się:

Pozostałe wiadomości