Rentowa ośmiornica

Od prawie dwóch lat, mimo ewidentnych dowodów, nie można ukarać kilku lekarek oskarżonych o przyjmowanie łapówek. Na ich działaniach skarb państwa stracił 7 mln zł. Załatwienie dożywotniej renty kosztuje kilkanaście tysięcy złotych.

W ubiegłym roku zajmowaliśmy się bulwersującym procederem wyłudzania rent, w który zamieszani byli lekarze i pielęgniarki dwóch przychodni w Sosnowcu i orzecznicy ZUS-u. Lekarka laryngolog Urszula R. kierowała na badania słuchu bezrobotnych, starających się o rentę inwalidzką. Pomagały jej w tym dwie pielęgniarki. Kandydat na rencistę płacił za taką przysługę 4 tys. zł. W poradni chorób zawodowych za skierowanie do ZUS-u musiał zapłacić jeszcze 5 tys. Lekarze orzecznicy w ZUS-ie, którzy decydowali o przyznaniu renty, inkasowali około 8 tys. zł. Bezrobotny miał odtąd zagwarantowaną dożywotnią rentę w wysokości 2 – 3 tys. zł. W ciągu dwóch lat skarb państwa stracił na tym procederze 7 mln zł. Prokuratura w Katowicach wszczęła śledztwo. Akt oskarżenia wpłynął do sądu w październiku 2003 r. Urszuli R., głównej oskarżonej, zarzucono popełnienie kilkudziesięciu przestępstw polegających na przyjmowaniu korzyści majątkowych. Udowodniono jej przyjęcie ponad 40 tys. zł. Policja znalazła u niej notes z zapisanymi kwotami łapówek. Mimo to Urszula R. nadal przyjmuje w przychodni. - Zarzuty związane z moją osobą nie są zgodne z prawdą – mówi. A dyrektorka przychodni nie chce rozmawiać o tym, czy jej podwładna powinna pracować, gdy ma sprawę w sądzie. Kiedy dziennikarze Uwagi próbują spotkać się z nią ponownie, ukrywa się w gabinecie. Prokuratura uważa, że pani dyrektor także jest zamieszana w aferę. Również dyrektor sosnowieckiej poradni chorób zawodowych nie ma zamiaru wyciągać żadnych konsekwencji wobec swoich podwładnych. Nie chce rozmawiać przez telefon: - Nie mam nic do powiedzenia przed kamerą. Pani jest upierdliwa, jak Boga kocham – mówi reporterce „Uwagi!”. Z gabinetu próbuje ją wyprosić, w końcu kapituluje przed argumentem, że jako dyrektor publicznej instytucji jest zobowiązany do udzielania informacji. - Dopóki nie zapadnie wyrok, nie wyciągnę żadnych konsekwencji – mówi. – Zapoznałem się z aktem oskarżenia: nie ma w nim nic, co byłoby podstawą do zawieszenia lekarek w czynnościach służbowych. Nie ma dowodów ich winy. Prokuratura ma odmienne zdanie. - Można sobie życzyć, żeby w innych sprawach były takie dowody jak w tej – mówi Tomasz Tadla, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Katowicach. – Są dowody z wyjaśnień oskarżonych, którzy przyznają się do winy, dowody z przeszukania, w trakcie, którego znalazły się pieniądze przyjmowane w ramach łapówek oraz dowody poświadczenia nieprawdy w dokumentacji. Niedawno rząd ogłosił plan Hausnera, którego jednym z najważniejszych punktów jest weryfikacja rent chorobowych. Trudno wierzyć w skuteczność tych działań, skoro od prawie dwóch lat, mimo ewidentnych dowodów, nie można ukarać raptem kilku oskarżonych lekarek.

podziel się:

Pozostałe wiadomości